Podbeskidzie – Widzew 4:0 Spadek formy, kryzys czy bolesne spotkanie z rzeczywistością?
Podczas briefingu prasowego przed meczem, Tomek Dejewski na pytanie o to skąd wzięły się błędy w obronie podczas meczu z Miedzią, z rozbrajającą szczerością odpowiedział ”nie wiem z czego to wynikało”. Wyszkoleni w PR piłkarze, zwłaszcza w zachodnich ligach, którzy na każde pytanie mają gotową ogólną formułkę są irytujący, ale dzięki nim klub unika sytuacji w których piłkarz, siedząc obok własnego menadżera, mówi do kamery grupce dziennikarzy, że nie ma pojęcia z czego wynikały błędy w meczu, który odbył się tydzień wcześniej, a które kosztowały jego drużynę utratę gola. Z tej wypowiedzi wynika, że Janusz Niedźwiedź albo z piłkarzem o tym nie rozmawiał, albo taka rozmowa się odbyła, ale piłkarz niewiele z niej zrozumiał. I może ta wypowiedź zginęłaby w gąszczu innych mniej lub bardziej fortunnych słów wypowiadanych przez piłkarzy, gdyby nie obraz tego meczu.
W porównaniu do ostatnich kilku meczów, Widzew rozpoczął spotkanie przyzwoicie. Kontrolował posiadanie piłki, piłkarze wymieniali dużą ilość podań, gra toczyła się w całkiem niezłym tempie. Na stadionie królował doping łódzkich kibiców. Pierwsze 20-30 minut wyglądało zachęcająco. Z czasem patrzenie na grę Widzewa zaczęło się jednak robić nużące. Drużyna traciła pomysł na grę zwłaszcza w okolicach 25-tego metra przed bramką przeciwnika. Podania, które miały bezpośrednio torować drogę do bramki lądowały na aucie lub pod nogami przeciwnika, zawodnicy którym udawało się znaleźć na obiecujących pozycjach podejmowali złe decyzje, jakość dośrodkowań była słaba. Choć w pierwszej połowie porażka raczej nie wydawała się prawdopodobna, wraz z upływem czasu rosły obawy o to czy Widzew da radę w tym meczu osiągnąć więcej niż remis. Warto też zanotować, że jedyną groźna sytuację w pierwszej połowie stworzyło Podbeskidzie (słupek i od razu groźna dobitka).
Co swoim piłkarzom powiedział trener Podbeskidzia w przerwie? Chyba musiało to być coś w stylu „Widzew wygląda słabo, nie ma powodu dalej podchodzić do przeciwnika z takim respektem, trzeba ich przycisnąć”. Po przerwie Podbeskidzie przycisnęło a Widzew posypał się jak domek z kart. Nie warto pastwić nad poszczególnymi piłkarzami, byłoby to zbyt łatwe a źle grali wszyscy, ale trzeba wspomnieć, że obrona Widzewa na środku której grali Dejewski i Grudniewski (w miejsce pauzującego za kartki Tanżyny) powtórzyła wszystkie możliwe błędy z wszystkich poprzednich meczów i wyglądała zwyczajnie niepoważnie. Stąd tak martwi wypowiedź Dejewskiego z przedmeczowego briefingu. Nie było szybkości ani zwrotności, nie było współpracy, nie było przeglądu tego co dzieję się na boisku. Najgorszy ze wszystkiego był jednak element rezygnacji. Przy drugim i trzecim golu obrona odpuściła grę w momencie, w którym wyglądało, że nie da się już zapobiec utracie bramki, zapominając, że trzeba grać do końca. Takich sytuacji było więcej.
Gdyby przy stanie 0:2, grający w dziesiątkę Widzew cofnął się do głębokiej obrony, może wynik nie uległby zmianie. Ale Janusz Niedźwiedź, za co należą mu się słowa uznania, wolał zaryzykować i postawił na otwartą grę w nadziei, że mecz da się jeszcze uratować. Niestety wprowadzeni do gry piłkarze (po koniec meczu m.in. Tomczyk, Villanueva a nawet młody Filip Zawadzki) nie wywarli znaczącego wpływu na grę Widzewa. W ataku niewiele się zmieniło a obrona, jeszcze bardziej dziurawa po utracie Stępińskiego (2 żółte kartki), wpuściła dwa kolejne gole. Jeżeli mecz z Resovią był najgorszym w tym sezonie meczem Widzewa, to druga połowa z Podbeskidziem była najgorszymi 45 minutami.
Dużo w chwili obecnej mówi się o kontuzjach, kibice są zaniepokojeni czemu trwają tak długo i jest ich tyle. Ale kontuzje, w tym te trochę dłuższe są normalną częścią gry, są wkalkulowane w każdy sezon. Problem w Widzewie polega na tym, że wbrew temu co życzyłby sobie Janusz Niedźwiedź, krucho u nas z zastępcami. Reszka dał radę zastąpić w dwóch meczach Wrąbla ale jak znika Nowak to nagle okazuje się, że mamy dziury w obronie. Znika Letniowski i razem z nim znikają dobrze wykonywane stałe fragmenty gry, groźne strzały z dystansu i sporo boiskowego sprytu. Znika Montini, który i tak ostoją ataku Widzewa nie jest i na boisku pojawia się przeżywający słaby okres Guzdek a Tomczyk okazuje się już chyba na stałe przyspawany do ławki. Brak alternatyw to duży problem i wyjścia są tylko dwa, albo zakup nowych zawodników albo praca z obecnymi. Na pewno ciężko będzie dalej walczyć o awans w sytuacji, gdy drużyna zaczyna się zacinć przy 2-3 kontuzjach trwających dłużej niż tydzień.
Na koniec kilka słów o może mniej oczywistym aspekcie gry Widzewa – utracie koncentracji zwłaszcza w potencjalnie mniej groźnych sytuacjach. Druga żółta kartka dla Stępińskiego wzbudziła trochę kontrowersji, bo zdawała się być na wyrost. Ale większym problemem była pierwsza żółta kartka, bo była zupełnie niepotrzebna. Interwencja Patryka była za ostra, Patryk nie przerywał groźnej kontry, na interwencję miał czas, był dobrze ustawiony itp., nie było potrzeby na tak ostrą i przekraczająca przepisy interwencję. W danym momencie żółta kartka w niczym nie przeszkodziła, ale w drugiej połowie miała już udział w zredukowaniu zespołu do 10. W meczu z Miedzią druga żółta karta Tanżyny była efektem interwencji wymuszonej nieporadnymi próbami podań między naszymi zawodnikami. Sytuacja odbywała się daleko od bramki Wrąbla, ale niepotrzebne próby tiki-taki, gdy piłkę należało wybić lub podać komuś ustawionemu dalej, doprowadziły do kontry przeciwnika i faulu Tanżyny. Pierwsza bramka dla Podbeskidzia padła po stracie Nuniesa, który zamiast wybrać prostą opcję, niepotrzebnie próbował wyszukanych podań. Każda z tych sytuacji analizowana osobno jest czymś co mogło zdarzyć się każdemu. Ale tych sytuacji jest bardzo dużo, za dużo i zsumowane zaczynają kosztować Widzew punkty.
Podsumowując obecną sytuację Widzewa: trudno nazwać ją kryzysem. Klub cały czas znajduje się na miejscu pozwalającym realistycznie myśleć o awansie. Przed sezonem tylko najwięksi optymiści mogli na coś takiego liczyć. Na tą pozycję uczciwie zapracowała cała drużyna, tak jak cała drużyna zawaliła mecz z Resovią czy drugą połowę z Podbeskidziem. Ale po serii zwycięstw przyszedł ewidentny dołek formy i zimny prysznic związany z sytuacją kadrową. Najgorsze sygnały z ostatnich meczów to obserwowane w meczu z Podbeskidziem elementy rezygnacji, zwłaszcza w grze obronnej oraz mnożące się przypadki dekoncentracji.
Biorąc pod uwagę obecną formę do rozegrania zostały aż trzy mecze. Jak chłopaki zacisną zęby i niezależnie od składu wyjdą na każdy mecz maksymalnie skoncentrowani i zdeterminowani to powinni dać radę zdobyć te 4-5 punktów, które pozwolą jesień 2021 nazwać pełnym sukcesem. Oby tak się stało! Łódzki Widzew, Tylko RTS!!!
Komentarze
Prześlij komentarz