Resovia – Widzew 1:0 Ligowa szarzyzna w najgorszym wydaniu
Jak ktoś nie oglądał tego meczu to zrobił sobie dużą przysługę. W Rzeszowie nie było śladów „widzewskiej tiki-taki” z meczu z Katowicami, nie było pięknych goli jak w spotkaniu z Polkowicami, nie było nawet walki jak w Kielcach. Była za to kompletna ligowa szarzyzna w najgorszym wydaniu.
Mecz był tak słaby a Widzew grał tak fatalnie, że trudno nawet to spotkanie jakoś analizować. Po derbach wyjątkowo dużo krytyki zebrał Tetteh, dużo pisało się o problemach z opanowaniem środka pola, z drugiej strony trochę pochwał zebrał Stępiński itp. Było o czym mówić. W meczu z Resovią nie działało się jednak już nic i żaden piłkarz nie wybił się ponad bardzo niski poziom. Nie było walki, nie było zacięcia, nie działała ani obrona ani pomoc ani atak. Nie było żadnych składnych akcji, żadnych nawet krótkich momentów lepszej gry. Mecz był bezbarwny a dla przypadkowego widza mógł być antyreklamą jeżeli nie piłki w ogóle to przynajmniej polskiej ligi.
Widzew przystąpił do meczu jako lider, Resovia jako gospodarz, żadna z drużyn nie pokazała jednak ambicji. Resovia grała beznadziejnie, bała się Łodzian i pewnie przed meczem przyjęłaby remis w ciemno. Gdyby nie poważny błąd Wrąbla w pierwszej połowie, mecz niechybnie zakończyłby się remisem 0:0. Kuba to w tym sezonie jeden z filarów drużyny, ale i jemu zdarzają się kiksy. Przy dośrodkowaniu bramkarz musi albo złapać piłkę, albo ją wybić albo czekać spokojnie w bramce. Kuba wyskoczył do piłki próbując ją wybić, ale trafił jedynie w powietrze. Piłka spadła za to na głowę Aleksandra Komora, który chyba sam się zdziwił, że udało mu się w takiej sytuacji strzelić gola.
Poziom tego meczu podsumowuje sytuacja z 75 minuty. Po kontrze jeden z zawodników Resovii znalazł się w bliskiej odległości sam na sam z bramką Widzewa. Nie było w niej Wrąbla, nie było żadnego obrońcy. Powinno być 2:0, ale strzał przeleciał kilka metrów nad poprzeczką. Pod koniec meczu Janusz Niedźwiedź posłał na boisko kilku ofensywnych graczy, ale obrazu tego spotkania nie dało rady zmienić już nic.
Bieda wiała też z trybun (a właściwie trybuny), które świeciły pustkami. Jakaś tam ekipa próbowała przy pomocy wszystkich najbardziej wyświechtanych przyśpiewek robić atmosferę, klimat trącił jednak zaściankiem po całej linii. To był mecz rozgrywany w całkiem dużym mieście, o atrakcyjnej porze, w blasku jupiterów a przeciwnikiem był lider. Co musi się stać, żeby na mecz przyszli ludzie?
Najważniejsze pytanie po takim występie jest takie: czy to był po prostu słabszy dzień czy drużyna znalazła się dołku? Niestety ostatnie występy sugerują, że to miejmy nadzieję krótkotrwały, ale jednak kryzys formy. Patrząc na ostatnie 4 mecze mieliśmy zwycięstwo w Niepołomicach, gdzie graczem meczu był Wrąbel, zwycięstwo 3:0 z ostatnim w tabeli Jastrzębiem w Łodzi, gdzie przez większość meczu Widzew pokazał niewiele, potem 1:0 w Kielcach gdzie Widzew wygrał chyba głownie siłą woli, a na koniec uratowany remis w derbach. 10 punktów w 4 meczach ale jak by tych punktów było 4-5, nikt nie mógł by mieć pretensji.
Po serii zwycięstw podczas której główni rywale gubili punkty, nadszedł bardzo ciekawy i ważny moment. We wtorek trzeba uporać się w pucharze z GKS Jastrzębie i zachować siły na niedzielę, kiedy to do Łodzi przyjedzie Miedź, która w przypadku zwycięstwa zostanie liderem, kosztem właśnie RTS. W ostatnich latach mieliśmy dwa przypadki, gdy Widzew rozsypał się pod koniec, początkowo bardzo dobrej rundy jesiennej. Jeden z tych przypadków zakończył się najbardziej chyba skandalicznym awansem w historii. W zeszłym roku na tym etapie swój sezon zaczęła też grzebać inna łódzka drużyna. Dlatego jest tak ważne, żeby Widzew szybko się pozbierał.
Mecz z Resovią miał jedną potencjalną zaletę. Podczas 34 meczowego sezonu takie spotkanie, statystycznie musi się zdarzyć nawet najlepszej drużynie. Miejmy nadzieję, że to był właśnie ten mecz i dzięki niemu nie będziemy musieli już czegoś takiego więcej oglądać.
W niedzielę kibice RTS muszą wypełnić stadion przy Al. Piłsudkiego i mocno zagrzewać Widzew do boju. Drużyna potrzebuje teraz 12–tego zawodnika bardziej niż kiedykolwiek w tym sezonie!
Komentarze
Prześlij komentarz