Widzew - Zagłębie Sosnowiec 3:2 Śnieg, emocje i przełamanie złej serii !



Padający gęsto śnieg i cała masa ludzi w czerwonych czapkach spowodowały, że mecz miał „świąteczną” oprawę i klimat. Ale w Widzewie o żadnym świętowaniu nie było mowy. Mecz grany był w bardzo ciężkich warunkach pogodowych pod dużą presją wyniku. Wszystko oprócz trzech punktów zostałoby przyjęte nie tylko jako porażka, ale też dalsze trwonienie dorobku z początkowej części rozgrywek. Pamięć o dwóch koszmarnych sezonach w 2 lidze nadal jest świeża. Na koniec Widzew stanął na wysokości zadania, ale jak miało to miejsce wielokrotnie podczas tego sezonu na zwycięstwo musiał ciężko zapracować.

Widzew przynajmniej od derbów łatwo traci bramki. Przed derbami tracił 0,75 bramki na mecz od derbów traci 2 bramki na mecz, to duża różnica. Z Sosnowcem bramka została stracona już w drugiej minucie. Obrona znów przyspała, źle ustawiona pułapka offsajdowa (jeżeli obrona w takich sytuacjach w ogóle próbuje ustawiać się w jednej linii) pozwoliła na prostopadłe podanie, które łatwo znalazło napastnika Zagłębia, Wrąbel w nietypowy dla siebie sposób podjął nienajlepszą decyzję zbyt dalekiego wyjścia z bramki i po chwili Widzew przegrywał. Jeszcze przy stanie 0:1 Kuba uratował Widzew bardzo dobrą obroną strzału z bliskiej odległości, gdyby napastnik Zagłębia strzelił lepiej pewnie Wrąbel nie miałby szans i byłoby 0:2. Początek spotkania momentami przypominał grę z Sandencją, gdy Widzew łamał się pod minimalną presją bardzo przeciętnie grającego przeciwnika.


Patrząc na przebieg całego meczu to dobrze, że bramka została stracona od razu. Przynajmniej od początku było wiadomo, że będzie ciężko, że trzeba strzelić przynajmniej dwie bramki, że nie będzie żadnej taryfy ulgowej i nie ma co liczyć na żaden łut szczęścia. Po fatalnym początku jak miało to miejsce tyle razy w tym sezonie Widzew zabrał się do mozolnego odrabiania strat. Zagłębie było jedną ze słabszych drużyn jakie w tym sezonie odwiedziły Piłsudskiego, ale warunki do gry były złe i nie pomagały w konstruowaniu ataków. Widzew jednak zabrał się do pracy i jeszcze przed przerwą prowadził 2:1. 

Oprócz samych bramek bardzo cieszą ich strzelcy. Bartek Guzdek nie strzelił niczego od prawie dwóch miesięcy a w ostatnich meczach chwilami snuł się wręcz po boisku. W niedzielę nie zawiódł go ani refleks, ani precyzja i wszyscy możemy się cieszyć z odblokowania się naszego najlepszego strzelca. Drugi gol padł po rewelacyjnej indywidualnej akcji Nunesa który wymanewrował obrońcę w okolicach linii bramkowej i idealnie dośrodkował do Villanuevy, który pewnym strzałem głową wyprowadził Widzew na prowadzenie. Viila już w poprzednim meczu pokazał się z dobrej strony, choć wtedy zmarnował 100% sytuację, w tym przypadku strzelił ładnego gola i znów na przestrzeni całego meczu pokazał, że potrafi grać w piłkę. Co do Nunesa, mimo świetnej asysty, jego gra zostawia trochę do życzenia. Za dużo strat, za dużo nieudanych dryblingów, za dużo niedokładnych dośrodkowań. Kilka akcji z tego sezonu pokazało potencjał tego zawodnika, ale jest nad czym pracować.

Druga połowa to historia dwóch karnych i pięknego strzału Stępińskiego. Po przerwie inicjatywę posiadał Widzew, ale po faulu Hanouska sędzia przyznał rzut karny dla Zagłębia. Strzał Szymona Sobczaka był jak z podręcznika. Napastnik podszedł spokojnie do piłki i pokonał Wrąbla silnym i precyzyjnym strzałem obok prawego słupka. W 64 minucie sytuacja się odwróciła, po faulu na bardzo aktywnym w tym meczu Kunie sędzia podyktował jedenastkę dla Widzewa. Do piłki podszedł Michalski i zobaczyliśmy podręcznikowy przykład tego jak karnego nie strzelać. Mateusz przymierzając się do piłki zaczął wykonywać serię małych kroczków (nie wiem czemu piłkarze to robią, ale często nie wróży to nic dobrego np. Marcus Rashford w finale mistrzostw Europy), jak już skończył z kroczkami podbiegł do piłki, strzał przeleciał poza bramką gdzieś na wysokości górnych rewirów prawego słupka a Michalski w końcowym momencie oddawania strzału stracił jeszcze równowagę. Wykonanie karnego było demoralizujące, sytuacja podcięła skrzydła zarówno kibicom jak i piłkarzom a następne kilkanaście minut to był chyba najcięższy moment spotkania. 


Widzew po jakimś czasie się otrząsnął próbował nadal atakować choć brakowało płynności w grze. Przełomowy okazał się strzał Patryka Stępińskiego z 79 minuty. Patryk znalazł się z piłką po prawej stronie boiska jakieś 25 metrów od bramki Zagłębia. Widząc dużo przestrzeni w środku boiska zaczął prowadzić piłkę właśnie do środka. Obrona Zagłębia zachowała się fatalnie, nikt Patryka nie atakował, można nawet powiedzieć, że rozłożono przed nim czerwony dywan prowadzący do bramki. Ale mieć dużo miejsca i czasu to jedna rzecz a oddać skuteczny strzał to druga. Patryk idealnie skorzystał z nadarzającej się okazji oddając przepiękny strzał lewą nogą, który wpadł do siatki obok prawego słupka. Strzał był oddany z taką lekkością, jak gdyby Partyk robił to codziennie dziesiątki razy na treningu. 

Ostatnie kilkanaście minut dostarczyło sporo emocji, bo przy jednobramkowym prowadzeniu każda akcja przeciwnika staje się sporym zagrożeniem. Ale klarownych sytuacji nie stworzyła już żadna ze stron i zwycięstwo Widzewa stało się faktem.

Podsumowując: piłkarzom należą się ogromne brawa. Grali w złych warunkach pod bardzo dużą presją i mimo, że w typowy dla siebie sposób sami wrzucali sobie kłody pod nogi, dali radę wygrać. Mimo wzlotów i upadków ta drużyna łatwo się nie poddaje. W tym sezonie Widzew aż siedmiokrotnie tracił bramkę jako pierwszy. Przegrał tylko dwa z tych meczów, dwa zremisował i aż trzy wygrał. Jeżeli dodamy do tego mecz z Sanencją, który Widzew też przegrywał (choć gola strzelił jako pierwszy) to mamy w sumie imponujący dorobek 12 zdobytych punktów z przegranych pozycji i imponującą statystykę, która jest ostrzeżeniem dla całej ligi: jeżeli w jakimkolwiek momencie meczu prowadzisz z Widzewem i tak prawdopodobnie nie wygrasz. Statystycznie czeka cię porażka lub ewentualny remis. Widzew tak trzymać!

W czwartek ciekawy mecz w pucharze z Wisłą a w niedzielę pożegnanie rundy jesiennej w Głogowie. Niezależnie od wyników tych spotkań, piłkarze zgotowali nam świetną rundę pełną emocji, zwycięstw i pięknych bramek. Wzlotów było więcej niż upadków. Ale dobrze byłoby postawić tą kropkę nad „i”. Oba mecze są bardzo trudne, ale są w zasięgu Widzewiaków!


Na koniec:

Kartki Niedźwiedzia – niewiele się o tym mówi i pisze, ale Janusz Niedźwiedź dostał trzecią żółtą kartkę w przeciągu ostatnich czterech meczów (!). Ciężko powiedzieć za co, trenera czy na stadionie, czy podczas transmisji telewizyjnej w większości wypadków się nie widzi lub nie zwraca się na niego uwagi. Nikt z klubu do tych sytuacji się nie odnosił. Należy się domyślać, że przyczyną mogło być komentowanie pracy sędziego lub zbyt żywiołowe zachowanie w obrębie wyznaczonej strefy. Wszyscy doceniają zaangażowanie trenera, ale chyba lepiej, żeby Janusz Niedźwiedź przestał kolekcjonować kartki, zwłaszcza że piłkarze sami mają ostatnio problemy z dotrwaniem do końca meczu w 10. Za każdym razem powodem były właśnie żółte kartki, w większości przypadków dosyć lekkomyślne i niepotrzebne.


Komentarze