Podsumowanie rundy jesiennej cz. 2 Trzy najlepsze i trzy najgorsze mecze.
Widzew zakończył sezon na drugim miejscu, z bardzo korzystnym bilansem bramkowym i zwycięstwem jako najczęstszym rezultatem spotkania. W takim wypadku w naturalny sposób łatwej znaleźć dobre mecze niż słabe. Ale runda była wymagające, wiele zwycięstw łatwo nie przyszło a wpadki też się niestety zdarzały. W poniższym podsumowaniu główną rolę odgrywają wynik i styl w jakim został on osiągnięty.
Widzew – GKS Katowice 3:1
Mecz, który jest uświetniony obecnością na trybunach Marka Koniarka z zasady jest spotkaniem wyjątkowym. Ale to co wszyscy najbardziej zapamiętają z tego spotkania to bramka Mateusza Michalskiego z 66 min. Widzew strzelił tego gola po koronkowej akcji, którą rozpoczął pod własną bramką Kuba Wrąbel. W sumie 8 zawodników Widzewa wymieniło między sobą 14 podań wdzierając się pod pole karne GKS, gdzie strzałem z ponad 20 metrów bramkarza gości pokonał Michalski. Wiadomo, że to tylko 1 liga polska, ale takie gole strzelała Barcelona za czasów Pepa Guardioli. Widzew z podobnym rozmachem rozegrał jeszcze kilka innych akcji i chyba tylko brak koncentracji spowodował, że GKS nie został w tym meczu rozgromiony. Potem na Widzew TV dało się słyszeć komentatorów mówiących o Widzewskiej tiki-tace. Rzeczywiście można było przecierać oczy ze zdumienia, że Widzew potrafi tak grać.
Widzew – Górnik Polkowice 4:2
W meczu z Polkowicami było wszystko. Dramaturgia, piękne bramki i zwycięstwo. Najpierw niespodziewanie na prowadzenie wyszedł Górnik, Widzew wyrównał jeszcze w pierwszej połowie by błyskawicznie wyjść na prowadzenie zaraz po przerwie a potem podwyższyć na 3:1. Karny dla Polkowic pozwolił przeciwnikowi strzelić gola kontaktowego ale na koniec to Widzew postawił kropkę nad „i” i ustalił wynik meczu na 4:2. Jakość goli w tym meczu była fenomenalna. Wyrównał Julek Letniowski pięknym strzałem spoza pola karnego, na 2:1 podwyższył Guzdek po szybkim i bardzo precyzyjnej akcji zespołowej. Gol Tanżyny na 3:1 najbardziej przypominał to co kiedyś robił w Arsenalu Thierry Henry (naprawdę!), na koniec Mucha ustalił wynik strzałem pod poprzeczkę z ponad 20 metrów. Na tym meczu ręce same składały się do klaskania. Trzeba też wspomnieć atmosferę na trybunach. Na ten mecz Widzew zaprosił prawie 2000 dzieci z różnych Widzewskich fanklubów oraz domów dziecka, które szczelnie wypełniły m.in. sektor gości i część Niciarki. Młodzi Widzewiacy przez większość meczu machali flagami i żywiołowo dopingowali Widzew. W porównaniu do sztampy jaką odstawia większość ekip na trybunie gości, młody Widzew to absolutna klasa. Szkoda, że dzieciaki nie mogą tam przychodzić na stałe.
Korona – Widzew 0:1
W przeciwieństwie do efektownych meczów przed własną publicznością granych z potencjalnie słabszymi przeciwnikami mecz z Koroną był twardym orzechem do zgryzienia. Widzew już jako lider, pojechał na mecz do wicelidera, czyli potencjalnie najtrudniejszy mecz rundy. Korona bardzo chciała wygrać ten mecz i przez większość czasu absolutnie zdominowała Widzew, który w 25 minucie miał posiadanie piłki na poziomie 20%. Widzew ocknął się na kilka minut w pierwszej połowie i nie najgorzej zaczął drugą, ale obraz całego meczu to przede wszystkim ofiarna obrona, która pod koniec spotkania już po czerwonej kartce dla Leniowskiego wyglądała jak typowa obrona Częstochowy. Warto pamiętać, że Korona nie stwarzała klarownych sytuacji a nasza obrona mimo ciągłego naporu zachowywała zimną krew. Bramka padła pod koniec 1 połowy po rzucie wolnym Letniowskiego. Piłka zmierzając do bramki uderzyła jeszcze w nos Montiniego, któremu ostatecznie został przyznany gol. Po tym meczu mogło się wydawać, że Widzew jest nietykalny. Wygrywać u siebie seryjnie z drużynami takimi jak Jastrzębie czy Katowice to jedna rzecz, ale jak się wraca z 3 trzema punktami z takiego meczu to powstaje pytanie czy ktoś może powstrzymać Widzew? Teraz już wiemy, że mecz z Koroną był końcem pięknej serii. Z pozostałym jesiennych meczów Widzew wygrał już tylko jeden. Opisane poniżej najgorsze mecze są właśnie z tego okresu.
Resovia – Widzew 1:0.
Ten mecz był po prostu fatalny, absolutna antyreklama piłki nożnej i polskiej ligi. Obie drużyny grały słabo, bojaźliwie i bez ambicji. Oprócz wyniku najbardziej przykre jest to, że Widzew w ogóle brał w czymś takim udział i przyczynił się do tego jak wyglądał ten mecz. Resovia strzeliła gola po błędzie naszego bramkarza, co zdarza się rzadko, poziom tego meczu był tak słaby, że gol mógł paść rzeczywiście tylko po jakimś błędzie. Mecz do jak najszybszego zapomnienia.
Podbeskidzie – Widzew 4:0
Największa porażka Widzewa od lat. Pierwsza połowa, która skończyła się 0:0 nie zapowiadała kłopotów. Widzew, mimo że sam nie stworzył wyraźnego zagrożenia pod bramką Podbeskidzia kontrolował grę i nic nie zapowiadało tego co zdarzyło się drugiej połowie. Po przerwie Podbeskidzie przycisnęło a Widzew się sypnął. Obrona, która już bez Nowaka radziła sobie słabo, pozbawiona w tym meczu jeszcze Tanżyny wyglądała fatalnie. Obrońcy momentami grali jak na poziomie dwóch klas rozgrywkowych niżej, Widzew nie był w stanie wyprowadzić żadnej składnej akcji a potem został jeszcze zredukowany do 10 zawodników co stało się nie po raz pierwszy podczas tej rundy. Jeżeli jest jakiś wniosek z tego meczu to taki, że jeżeli zgodnie ze starym porzekadłem, drużynę buduje się od „tyłu” to obrona Widzewa nie jest niestety gotowa na wypadnięcie ze składu kogokolwiek z trójki Nowak, Stępiński, Tanżyna. Zmiennicy są bardzo słabi. Bardzo dużo materiału do przemyśleń dla Janusza Niedźwiedzia.
Sandencja – Widzew 2:2
W tym meczu Widzew pokazał sporo dobrego, ale sposób w jaki wypuścił z rąk zwycięstwo jest alarmujący. Ten mecz był grany zaraz po Podbeskidziu i miał trochę podobny schemat. Różnica jest taka, że pierwsza połowa z Podbeskidziem była przyzwoita, a tu Widzew w pierwszej połowie grał momentami fenomenalnie. Gra była szybka, ataki przeprowadzane z rozmachem, pomysłem i precyzją. Co najważniejsze Widzew stworzył masę bramkowych sytuacji. Jedynym grzechem był brak skuteczności. Kun strzelił gola dosłownie w ostatnich sekundach pierwszej połowy, ale Widzew do przerwy powinien wygrywać przynajmniej 2 czy 3 bramkami. Po przerwie mieliśmy niestety prawie powtórkę meczu z Podbeskidziem. Widzew zaczął się gubić na całej linii. Nagle każde nawet kiepskie dośrodkowanie na pole karne było groźne, każdy atak Sandencji wyglądał na niebezpieczny a każda próba zawiązania jakiegoś ataku przez Widzew kończyła się po kilku nieudanych podaniach. Wydarzenia na boisku można było oglądać z niedowierzaniem, Widzew przegrywał 1:2. Problem jest ewidentnie w głowach piłkarzy, bo umiejętności a nawet siły nie traci się dosłownie z minuty na minutę. Na koniec udało się osiągnąć remis po bardzo dobrej kontrze i golu Tomczyka, ale po meczu został ogromy żal. Czemu Widzew w ogóle musiał ratować w tym meczu remis?
Komentarze
Prześlij komentarz