Widzew – Wisła Kraków 1:3. Gra lepsza od wyniku no i szkoda spóźnionych zmian.
Czwartkowy mecz był jednym z najciekawszych jakie przyszło i przyjdzie rozegrać Widzewowi w tym sezonie. Pojedynek z utytułowanym przeciwnikiem z ekstraklasy w meczu, którego stawką jest awans to ćwierćfinału Pucharu Polski jest zdecydowanie bardziej prestiżowy niż przeciętna 1 ligowa potyczka. Mecz był też ciekawym sprawdzianem. Jak celujący w awans Widzew pokaże się na tle rywala z ekstraklasy? Czy na boisku zobaczymy, że blisko nam do ekstraklasy czy daleko?
Patrząc na spotkanie z Wisłą trzeba przyznać, że do ekstraklasy jest nam zdecydowanie bliżej niż dalej. Widzew przez większość meczu grał jak równy z równym, stworzył bardzo dużo sytuacji bramkowych, strzelił pięknego gola. Nawet jeżeli momentami był zepchnięty do głębokiej obrony, sam też w kilku fazach meczu zdominował Wisłę w tym przy stanie 1:0, gdzie była realistyczna szansa na wyjście na prowadzenie 2:0. Wynik nie oddaje tego jak wyrównany był mecz. Trzecia bramka dla Wisły padła w ostatnich sekundach meczu po szalonym wyjściu Wrąbla do ataku i bezlitosnej kontrze Wisły, ale jeszcze w doliczinym czasie gry Michalski mógł wyrównać na 2:2. Cały mecz był naprawdę świetnym widowiskiem stojącym na bardzo wysokim poziomie i przyjemnie było patrzeć, jak Widzew jest jego częścią.
Co w tym meczu wyszło najlepiej: na pewno świetna gra kombinacyjna, rozmach i dokładność przy przeprowadzaniu ataków – oczywiście nie przez cały mecz, ale przez dużą część pierwszej i początkową fazę drugiej połowy. Kulminacją tej gry był gol strzelony przez Dominika Kuna. Najpierw Gołębiowski podał piłkę idealnie w tempo do Guzdka a potem Guzdek na pełnej szybkości zagrał idealną piłkę na pole karne, gdzie do bramki wbił ją nadbiegający Kun. Pod względem tempa akcji, precyzji podań i poziomu gry zespołowej takie gole ogląda się w Premier League. W drużynie imponował też spokój w momentach, w których to Wisła miała posiadanie piłki i atakowała. Widzew bronił się uważnie a po odzyskaniu piłki próbował płynnie przejść do ataku. Piłka chodziła po ziemi, nie było nagminnego wybijania piłek byle dalej od własnej bramki. W ogóle cały mecz toczył się na wysokim poziomie, w bardzo dobrym tempie i był świetnym widowiskiem.
Niestety cały czas zawodzi gra w obronie, od derbów Widzew traci 2 bramki na mecz. Janusz Niedźwiedź musi ten problem zimą zaadresować, bo jak na wiosnę ma być awans to tak grać nie można. Nawet w okresach, gdy Widzew broni się uważnie, rozbija ataki rywala, utrzymuje zagrożenie daleko od bramki itp., to jak już przeciwnik da radę wpaść na pole karne czy wrzucić na nie dośrodkowanie to niestety zdarzyć może się wszystko. Bramki dla Wisły, chodzi przede wszystkim o te dwie pierwsze nie padły po jakiś spektakularnych kiksach naszych obrońców, ale nieporadność naszych zawodników w obu sytuacjach była spora. W kluczowych momentach brakowało solidnego krycia czy zdecydowania. Forbes swoją bramkę strzelał otoczony przez 5 naszych zawodników, z których każdy niby próbował coś robić, ale żaden nie zrobił niczego konkretnego jak zablokowanie strzału, odbiór czy wybicie piłki.
W tym meczu zawiodły też zmiany a głównie ich brak. Widzew grał naprawdę dobrze, ale od około 65 minuty zaczęło się zauważać pierwsze oznaki zmęczenia materiału. Mecz był bardzo intensywny, niektórzy zawodnicy zaczynali tracić szybkość, siły. To naprawdę było widać gołym okiem. Wisła wyrównała w 64 minucie, ale przy stanie 1:1 ten mecz cały czas był do wygrania a do końca zostało jeszcze ponad 25 minut. Niestety Widzew gasł w oczach i zmiany wydawały się nieuniknione. Wprawdzie w 75 minucie na boisku pojawili się Michalski i Karasek, ale żaden z nich nie wprowadził ożywienia do gry Widzewa (choć warto wspomnieć, że w 90 minucie po świetnym dośrodkowaniu właśnie Karaska na 2:2 prawie wyrównał właśnie Michalski). Wszyscy czekali na wejście na boisko Letniowskiego i Tomczyka. Ale minuty leciały, Widzew słabł a zmian nie było. Nieuniknione nastąpiło w 87 minucie, kiedy Kliment po okresie wyraźnej przewagi drużyny z Krakowa wyprowadził Wisłę na prowadzenie. Po chwili, minutę przed końcem regulaminowego czasu gry na boisku pojawili się Tomczyk i Letniowski. Oczywiście nie mieli już czasu wiele zdziałać. Janusz Niedźwiedź wie co robi, jak ktoś ma wątpliwości może spojrzeć na tabelę. Ale trudno po tym meczu nie mieć uczucia, że to brak dużo szybszych zmian pozbawił Widzew szansy na zwycięstwo.
Już w niedzielę mecz z Chrobrym kończący zmagania piłkarskie na jesień. Mimo porażki Widzew zagrał z Wisłą bardzo dobre i miłe dla oka spotkanie. Jeżeli zagra na takim poziomie w Głogowie to jest realistyczna szansa na 3 punkty.
Na koniec temat kontrowersyjny choć nie związany bezpośrednio z grą drużyny. Barwy klubowe to dla kibiców absolutna świętość. Jeżeli drużyna zgłosiła do pucharu trzeci, biały komplet koszulek to ma do tego oczywiście prawo. Ale jakim cudem Widzew gra w białych strojach przed własną publicznością? Jeżeli klub chce posiadać trzeci komplet strojów to koszulki te powinny być używane tylko na wyjazdach. Żeby pogorszyć sytuację Wisła zagrała z nami w całości na czerwono. W rezultacie kibice obejrzeli w Sercu Łodzi mecz, w którym przeciwnik grał na czerwono a Widzew biegał bo boisku w dosyć przypadkowo wyglądających białych uniformach. Wyglądało to tak źle jak tylko mogło. Należy mieć nadzieję, że ktoś w klubie zorientował się że było to jakieś kompletne nieporozumienie i że w przyszłości czegoś takiego na Widzewie nie zobaczymy.
Komentarze
Prześlij komentarz