Górnik Polkowice - Widzew 0:0 Antyreklama futbolu, koszmarna gra Widzewa i chyba początek końca marzeń o awansie.
Widzew od połowy października, czyli od około pięciu miesięcy gra słabo, momentami bardzo słabo. Ale fenomenalna postawa z pierwszych 13 meczów powoduje, że nadal jesteśmy na 2 miejscu w tabeli. W tym przypadku powiedzenie, że „tabela nie kłamie” nie sprawdza się jednak w najmniejszym stopniu. Widzew od dłuższego czasu nie gra nawet jak drużyna środka tabeli. Przez długi okres można było udawać, że wszystko jest ok. Że pod koniec jesieni to była taka „zadyszka”, że przeszkodziły nam trochę „kontuzje” itp. Niestety mecz z Polkowicami to ogromny kubeł bardzo zimnej wody, przed rzeczywistością dłużej nie uciekniemy.
Postawa całej drużyny była żenująca i ciężko się w niej dopatrzyć jednego nawet pozytywu. Mecz z Arką był alarmujący, bo Gdynianie dosłownie nas znokautowali a nasi zawodnicy grali tak jakby w Turcji zajmowali się głównie jedzeniem kebabów. Spotkanie ze Stomilem uspokoiło sytuację, bo choć Widzew grał przeciętnie to jednak bez problemu wygrał 2:0 ze słabszym przeciwnikiem. Niestety ostatni w tabeli Górnik tak samo słaby, lub nawet słabszy od Stomilu pokazał nam nasze miejsce w szeregu tak jak Arka.
Górnik miał na Widzew bardzo prosty plan: pressing. I ten plan działał od pierwszej do ostatniej minuty meczu nawet gdy przeciwnik grał w dziesięciu. W momencie, gdy jakiś zawodnik Widzewa był w posiadaniu piłki, natychmiast w jego stronę biegł zawodnik z Polkowic. W przypadku gdy przy piłce znajdował się Bartek Pawłowski w jego stronę biegło dwóch Polkowiczan. Z zasady tak wygląda piłka, przeciwnik rzadko kiedy czeka pod swoją bramką i kiedy może stara się odebrać piłkę i sam wywrzeć trochę presji. Jak się nie potrafi nad tym prostym faktem zapanować to gra w piłkę robi się bardzo ciężka. A piłkarze Widzewa pod trwającą większość czasu, ale naprawdę minimalną presją albo bardzo szybko tracili piłkę albo musieli się cofać. Piłkarz drużyny, która ma walczyć o awans nie może tracić głowy na widok biegnącego w jego kierunku piłkarza drużyny przeciwnej!
Zespół Janusza Niedźwiedzia stara się konstruować akcje od razu od swojej bramki. Jak taki system wychodzi to drużyna wygląda jak Barcelona. Wystarczy przypomnieć sobie bramkę Michalskiego w meczu z Katowicami albo pierwszą połowę meczu z Sandencją. Tylko, że do takiego sposobu gry trzeba mieć jasny plan, system i umiejętności. Zawodnicy muszą wiedzieć komu, gdzie i jak mają podawać. Drużyna musi być w ciągłej gotowości przejścia do natychmiastowego ataku. W momencie podania, następny zawodnik musi już być w ruchu a jeszcze następny wychodzić na dogodną pozycję. Przeciwnik, który próbuje wywrzeć na nas presję, sam po chwili powinien się pod nią znaleźć. Niestety, jak taki system nie wychodzi bo nie ma się wspomnianych atrybutów i planu, to drużyna zaczyna wyglądać jak na lekcji W-F. I tak prezentował się w niedzielę Widzew.
Kolejny problem jest taki, że drużyna nie dostosowuje gry do tego co dzieje się na boisku. Widzew nie potrafił sklecić żadnych sensowych ataków, miał problemy z wyprowadzenie piłki spod swojej bramki, w którymś momencie można było spróbować czegoś innego. Czegokolwiek, chociażby długich piłek „na aferę” do przodu. Nie było nic do stracenia. Ale nic z tego, Widzew klepał to samo, w tym samym rytmie od początku do końca.
Ostatnie 6 minut było dramatycznym podsumowaniem tego spotkania. Górnik po czerwonej kartce został zredukowany do dziesięciu zawodników. Czy Widzew podjął próbę wykorzystania tego, że kończył mecz w przewadze? Nie, bo piłkarze Górnika po utracie zawodnika zwiększyli jeszcze pressing. W momencie, gdy któryś z zawodników Widzewa miał piłkę, zawodnik z Polkowic biegł w jego stronę trochę szybciej niż wcześniej. To wystarczyło do tego, żeby nasi zawodnicy tracili piłkę, niecelnie podawali i nie byli w stanie wyjść z własnej połowy. Ze strony naszych piłkarzy mnożyły się bezmyślne zagrania w tym faule, które pozwalały przeciwnikowi na grę na czas. Żeby zakończyć pastwienie się nad naszymi piłkarzami można jeszcze dodać, że nie było żadnej gry kombinacyjnej, zawodnicy byli wolni, niedokładni, rozkojarzeni. Nie wychodziły podania w tempo, jak ktoś podawał, drugi zaczynał biec do piłki dopiero jak widział, że ta toczy się w jego stronę. Stałe fragmenty gry były źle wykonywane i nie tworzyły zagrożenia pod bramką przeciwnika. Bez przesady i niepotrzebnego dramatyzowania można powiedzieć, że w skali szkolnej cała drużyna jak i trener zasłużyli na dwóję.
Co poszło nie tak w trakcie zimowych przygotowań? Tego się raczej nie dowiemy. Drużyna miała komfortowe warunki oraz czas na przygotowanie się do wznowienia rozgrywek. Do drużyny na wczesnym etapie dołączyli Kreuzriegler, Hansen i Pawłowski, mieli czas wkomponować się do zespołu. Z wyjątkiem Julka Letniowskiego wszyscy byli zdrowi. Trener znał drużynę od ponad pół roku, miał czas ocenić co trzeba zrobić. Można było oczekiwać, że Widzew zacznie się prezentować jak na początku rundy jesiennej, niestety prezentuje się gorzej niż na jej zakończenie. Widzew wygląda tak jakby dopiero teraz był na początku jakiegoś zgrupowania, piłkarze są w lekkim letargu, poruszają się powoli i niezgrabnie, gra się nie klei. Widzew w sparingach osiągał bardzo słabe wyniki ze słabymi drużynami. O zgrozo wygląda na to, że nie był to przypadek.
Kolejna zmiana na gorsze jest taka, że Widzew gra fatalnie przez pełne 90 minut. W poprzedniej rundzie, może z wyjątkiem meczu z Resovią, RTS nawet w słabszych meczach zawsze miał swoje momenty. W każdym spotkaniu było wiadomo, że będą fragmenty gry kiedy Widzew przyciśnie przeciwnika, stworzy kilka groźnych sytuacji, będzie miał przewagę. W niedzielnym meczu z ostatnim w tabeli Górnikiem nie było żadnego momentu, w którym Widzew wyglądał jak drużyna która jest w stanie cokolwiek zdziałać. Na koniec można się tylko cieszyć, że mecz nie został przegrany, bo niestety mógł.
W sumie do drużyny dołączyło w zimie, aż pięciu zawodników. W niedzielę zobaczyliśmy na boisku wszystkich, z czego aż czterech w podstawowym składzie. To spora zmiana, ale drużyna jako całość gra obecnie tak słabo, że ciężko ocenić postawę nowych oraz to na ile udało im się wkomponować do zespołu. Na pewno umiejętności ma Pawłowski, ale w meczu w Górnikiem Bartek został bardzo łatwo zneutralizowany podwojonym kryciem. W chwili obecnej w pierwszej jedenastce w ogóle panuje chaos, nawet nie wiadomo kto się w niej znajduje. Nagle okazało się, że zawodzi Montini, najlepszy strzelec drużyny Guzdek wchodzi z ławki, Villanueva zaczął ładnie grać na koniec jesieni, teraz znów nie przebija się do składu, Nunes raz jest raz go nie ma, ze składu wyleciał Michalski, który był filarem drużyny na początku rundy. Wokół składu od jakiegoś czasu krąży Kita ale nie może się jakoś do niego przebić itd, itp. W miarę stała jest tylko obrona (nie biorąc pod uwagę kontuzji) oraz Marek Hanousek, który obniżył loty razem z resztą.
Kontuzja Kuby Wrąbla, prawdopodobnie długa, to według Trenera Niedźwiedzia największy minus niedzielnego spotkania. Niestety nawet to co przydarzyło się naszemu bramkarzowi nie jest w stanie przysłonić większego problemu: Widzew ma ambicje na awans a gra na poziomie drużyn z dołu tabeli. Widzew rozpoczął sezon wyśmienicie, ale od prawie pięciu miesięcy jest tylko gorzej, a po „przepracowaniu” zgrupowania zimowego zeszliśmy o kolejny poziom w dół. Nasz prezes podkreśla, że nie przepłaca za piłkarzy i nikt nie przychodzi do nas na bajeczne kontrakty i to jest bardzo roztropne podejście. Bo nie możemy już się dłużej oszukiwać. Mimo drugiego miejsca w tabeli, Widzew nie wygląda na drużynę, która da radę awansować.
A co do Kuby Wrąbla to ogromy pech i szkoda. To jeden z najlepszych, jeżeli nie najlepszy piłkarz Widzewa w obecnej rundzie. Niech wraca do zdrowia jak najszybciej!
Ale mamy w składzie Konrada Reszkę, który w dwóch meczach w zeszłym roku pokazał się z dobrej strony. To samo tyczy się Daniela Tanżyny. To nasz kapitan i dobry duch zespołu, ale to nie jest postać w stylu Virgila Van Dijka. Daniel przyzwoite mecze przeplata przeciętnymi i drużyna z ambicjami na awans nie może polegać na tym, że taki zawodnik jak Daniel będzie grał w każdym meczu. Widzew ma cały czas ma szeroką kadrę i na pewno daleko jeszcze do tego żeby jakiekolwiek niepowodzenia tłumaczyć kontuzjami. Ale w chwili obecnej coraz trudniej wyczuć kto jest filarem tej drużyny, jakim systemem gramy i do czego dążymy.
Czy jest coś pozytywnego na co możemy obecnie liczyć? Jeżeli świetnie grająca drużyna mogła w trakcie jednej rundy zacząć grać słabo, to może teraz słabo grająca drużyna zacznie znów grać dobrze? Może coś się zazębi, coś kliknie, może okres przygotowawczy nie wyszedł jak trzeba, ale zawodnicy właśnie nadrabiają braki? W piłce od rozpaczy do euforii i na odwrót jest krótka droga. Zarząd słusznie twierdzi, że awans nie jest dla nas w tym sezonie kluczowy. Rozwój organizacyjny klubu jest w tej chwili ważniejszy. Niestety trudno pogodzić się z sytuacją, gdy drużyna, która po meczu z Koroną wyglądała na niezwyciężoną, gra gorzej i gorzej, i gorzej i dochodzi do poziomu, gdzie wypada blado na tle ostatniej drużyny w tabeli. Jeszcze trudniej jest się z tym pogodzić wiedząc, w jak komfortowych warunkach przebiegały przygotowania do sezonu.
Dziś Widzew jest cały czas na drugim miejscu w tabeli. W piątek mecz z Odrą. Jak będzie zwycięstwo to będzie chwila oddechu i można będzie liczyć, że coś się może w drużynie „ruszy”, choć po prawdzie powodów do optymizmu jest obecnie mało. Jak Widzew tego meczu nie wygra, to o awansie zapomną chyba już nawet najwięksi optymiści a drużyna i trener znajdą się pod ogromną presją. W piątek wszyscy musimy pojawić się na stadionie i dać mocne wsparcie drużynie. Jak zwykle trzeba pokazać, że co by się nie działo kibiców Widzewa nie ruszy nic!
Komentarze
Prześlij komentarz