Widzew – Arka 2:5 Za dużo kebabów w Turcji?
Długo wyczekiwany powrót rozgrywek odbył się w cieniu wydarzeń na Ukrainie. Piłkarze obu drużyn rozpoczęli mecz pozując na tle transparentu „Nigdy więcej wojny”. Spiker przeczytał oświadczenie klubu potępiające rosyjską agresję na Ukrainę, podkreślając solidarność z mieszkańcami Ukrainy oraz deklarując wsparcie klubu w pomocy humanitarnej dla ludności cywilnej. Takie sytuacje zmuszają do wielu refleksji, w tym takiej jakim luksusem jest mieszkanie w wolnym kraju i zaprzątanie sobie głowy takimi sprawami jak los klubu piłkarskiego…
Co do meczu to optymizm związany z możliwością bezpośredniego awansu został mocno schłodzony. Wiadomo, że Widzew wygra jeszcze niejeden mecz a przeciwnicy też będą gubić punkty, ale coraz trudniej zakładać, że zobaczymy taka serię zwycięstw jak na początku rozgrywek, to już chyba historia i trzeba patrzeć w przyszłość.
Porażki się zdarzają, ale w piątek gra Widzewa naprawdę rozczarowała. Raził szeroko rozumiany marazm. Piłkarze wyglądali jakby w Turcji zjedli kilka kebabów za dużo i być może spędzili za dużo czasu na plaży. Większość z nas po powrocie z urlopu potrzebuje trochę czasu, żeby wejść w rytm w pracy i pierwsze dni są trudne. Problem jest taki, że Widzew w Turcji miał się przygotować do rozgrywek i nie był tam na urlopie.
Od pierwszych minut meczu przewagę i inicjatywę posiadała Arka. Po strzeleniu gola zespół z Gdyni się cofnął i Widzew osiągnął pewną przewagę optyczną, ale nasza gra cały czas wyglądała nieporadnie, nie było pomysłu na grę, nie było dynamiki, nie było rozmachu. Arka nawet będąc w obronie zdawała się kontrolować grę i wyczuwało się, że gdyby chciała, mogłaby w każdej chwili przejść do ofensywy. Piłkarze z Gdyni byli bardziej zdecydowani i mieli na ten mecz plan. Jeżeli Widzew miał na ten mecz jakiś plan to na pewno nie było go widać. Piłkarze grali według zasady „wyjdziemy na boisko, gramy u siebie, będzie dobrze”, całość wyglądała słabo.
Nokaut, który otrzymaliśmy między 50 a 57 minutą był zasłużony. Najpierw Arka dostała karnego po niefortunnym zagraniu na polu karnym Tanżyny. Drugi gol padł, bo sprytnym, ale niegroźnym dośrodkowaniu na nasze pole karne. Obrona i bramkarz nie powinni mieć problemu z poradzeniem sobie z tym zagraniem, ale żaden z piłkarzy nie dał rady dotknąć nawet piłki. Po strzeleniu dwóch goli będących efektem ataku pozycyjnego Arka dodała jeszcze szybkiego gola z kontry, rozgrywając naszych piłkarzy jak na treningu. Po otrzymaniu błyskawicznego podania Kobacki, który nie jest jakimś sprinterem bez problemu wyprzedził wszystkich naszych zawodników i w sytuacji sam na sam z zimną krwią pokonał Wrąbla.
Widzew po raz pierwszy w tym sezonie stracił 5 bramek i po raz pierwszy przegrał u siebie, ale ta porażka w ogóle była inna niż wszystkie dotychczasowe nieudane mecze. W pierwszym meczy w Gdyni mieliśmy świetny początek, z Podbeskidziem zagraliśmy całkiem przyzwoitą pierwszą połowę, w ostatecznie nie całkiem udanych meczach z Sandencją czy derbach Widzew miał momenty dobrej gry, grał z dużą determinacją, słabe występy jednych zawodników były przeplatane lepszymi występami innych itp. W piątek było inaczej, bo Arka sprawiła nam zwyczajne lanie i pokazała nam nasze miejsce w szeregu od praktycznie pierwszej do ostatniej minuty meczu. Widzew na tle Arki wyglądał na kandydata do spadku. W ostatnich 8 meczach zdobyliśmy zaledwie 7 pkt!
Bardzo słabo wyglądali praktycznie wszyscy zawodnicy. Kuba Wrąbel nie popełnił jakiś kategorycznych błędów, ale niczego nie wybronił. Przy trzecim golu można mieć do niego trochę pretensji. Obrona składała się z najsilniejszego trio Nowak-Tanżyna-Stępiński a grała tak jak krytykowani pod koniec rundy zmiennicy. Rozkojarzeni, niewiele dyscypliny, trudno uwierzyć, że to ci właśnie zawodnicy zachowali czyste konto w meczu z Koroną. Największym mankamentem pomocy jest to, że cały czas wygląda jak by brakowało w niej Julka Letniowskiego. Pomocnicy biegali i podawali, ale bez większego pomysłu i niewiele z tego wychodziło. Marek Hanousek wyglądał przeciętnie. Mattia Montini to osobny temat. Ze statystyk z poprzednich klubów wynika, że to taki napastnik co nie za bardzo gole strzela. Mattia na jesień pokazał się z dobrej strony, ale w meczu a Arką był anonimowy. Cała drużyna wyglądała jak po powrocie z dłuższego urlopu, z którego trzeba się otrząsnąć.
Czy w tym meczu było coś na plus? Nie za bardzo. Z pozytywnej strony pokazał się Bartek Pawłowski, widać że ma umiejętności i dużo do zaoferowania ale w tak grającym Widzewie lepsi od niego mieliby problem żeby błysnąć, ciężko więc o jednoznaczną ocenę gry Bartka. Inne wyniki ułożyły się trochę po myśli Widzewa, nie licząc Miedzi punkty pogubiło kilku rywali. Nasza liga jest specyficzna, słaba postawa w jednym meczu nie oznacza, że drużyna nie będzie w stanie zagrać zupełnie inaczej w następnym. Prawdę o naszej drużynie pokażą następne 3-4 mecze, ale spotkanie z Arką nie napawa optymizmem.
Na koniec parę słów o pomeczowej konferencji Janusza Niedżwiedzia. Trener tłumaczył, że piłkarzom Arki wyszedł rzut wolny życia, że były karne, że mecz był otwarty i że w sumie mógłby się skończyć 7:7 i że to się nam po prostu pechowo ułożyło. Takie wciskanie kitu przez trenera naprawdę niczemu nie służy. Arka totalnie ograła Widzew a ten mecz mógł się zakończyć co najwyżej 2:7 albo w najlepszym wypadku 3:7. Oby przekaz dla piłkarzy był dużo bardziej trzeźwy i konstruktywny. Widzew zawalił mecz, piłkarze pokazali się słabo i trzeba brać się do roboty, żeby do końca nie roztrwonić dorobku ze świetnego początku sezonu.
Komentarze
Prześlij komentarz