Widzew – GKS Tychy 2:1 Powrót Widzewa z jesieni (momentami)


Po fatalnie rozpoczętej rundzie wiosennej i koszmarnych wynikach w dwóch poprzednich meczach nastroje wśród kibiców zaczęły sięgać dna. Zwłaszcza, że złe wyniki nie były przypadkiem, Widzew grał fatalnie, tak jak typowy kandydat do spadku. Ale kalendarz rozgrywek dał hojnie dwa tygodnie przerwy i szansę na chociażby próbę ułożenia wszystkiego od nowa. Trener przestał pokazywać się w Widzew fm a drużyna zagrała kontrolny mecz bez udziału dziennikarzy i kibiców, coś zaczęło się dziać. 

Jedyne co wiemy na temat kontrolnego meczu z odwiecznym rywalem są składy, strzelcy bramek oraz wynik 3:2, który zawsze będzie przywodził na myśl wspomnienia o słynnym meczu z tym właśnie rywalem, który zakończył się takim właśnie wynikiem. Ale sam rezultat choć miły, nic nam nie mówił, jedyna prawdziwa weryfikacja tego, gdzie znajduje się drużyna to tylko i wyłącznie liga. A Widzew jeszcze na dokładkę w krótkim czasie stracił obu bramkarzy (!) i na tydzień przed meczem z Tychami nie było wiadomo kto u nas stoi między słupkami.

O tym, że sztab szkoleniowy zrozumiał, że jest źle i że trzeba coś zmienić przekonaliśmy się już po zobaczeniu wyjściowej jedenastki a zwłaszcza jej ustawieniu. Na środku obrony pojawił się Marek Hanousek, który cały sezon grał do tej pory jako defensywny pomocnik. Na środku boiska pojawili się Kun i Lipski. Zamiast Zielińskiego, który cały sezon okupował pozycję prawego wahadłowego pojawił się Danielak. Na bramce pojawił się świeżo pozyskany Słowak Henrich Ravas. Uwagę zwróciła też obecność Bartka Guzdka, który od dawna nie gościł w pierwszej jedenastce. Sam fakt tylu zmian dawał jakieś podstawy do optymizmu, bo gorzej niż ostatnio chyba już być nie mogło.

Niestety trzeba przyznać, że mimo wszystkich zmian, przez pierwsze 45 min. zobaczyliśmy, o zgrozo, Widzew podobny do tego z ostatnich dwóch meczów: powolny, niezbyt agresywny, mało zorganizowany i raczej nieporadny. RTS stracił też chyba najbardziej frajerską bramkę w całej rundzie. Krzysztof Wołkowicz z GKS otrzymał w 13 minucie meczu piłkę na środku boiska, kompletnie przez nikogo nie naciskany przebiegł z nią około 20 metrów i widząc, że nie znajduje się pod żadną presją zdecydował się na strzał.  Strzał w stylu „kopnę z całej siły w kierunku bramki i zobaczę co się stanie”. A stało się to, że ani mocny, ani precyzyjny strzał przeleciał prawie 30 metrów minął Hanouska, który niby próbował go jakoś wybić, ale nie dał rady, minął Ravasa który próbował to bronić i też jakoś nie dał rady i na koniec piłka wpadła do siatki. Janusz Niedźwiedź chwalił drużynę po meczu także za pierwszą połowę, ale były to takie motywacyjne komplementy ze strony szkoleniowca. Widzew grał słabo i w przerwie było jasne: drużyna ma 45 minut na uratowanie tego sezonu.

I w drugiej połowie doczekaliśmy się odpowiedzi. Jako kibice nigdy do końca się nie dowiemy czemu drużyna zaczyna nagle grać jakby wszystkiego zapomniała a czemu nagle coś zaczyna się zazębiać, ale w drugiej połowie zobaczyliśmy dużo takiego Widzewa z jesieni, na tyle dużo, że wystarczyło to na wyrwanie 3 punktów. Po pierwsze w drużynie wyczuło się pewną determinację, wolę do cierpliwej walki niezależnie od tego czy gra się klei czy nie. Tego w tej rundzie prawie nie było, w ostatnich dwóch meczach piłkarze biegali, bo boisku jak gdyby była to jakaś kara. Po drugie Widzew zaczął przyspieszać grę co wiązało się z tym, że momentami dawaliśmy sobie na spokój z powolnym i monotonnym wyprowadzaniem piłki spod swojej bramki. Szybsze dłuższe podania pozwalały nam na stwarzanie groźnych sytuacji pod bramką gości. Jeszcze przed wyrównaniem zaczęło się czuć, że w drużynie pojawiło się życie i że może jest jakaś nadzieja. Efektem gry były stworzone sytuacje i dwie świetne bramki. 

Najpierw rewelacyjnym podaniem w tempo w poprzek boiska popisał się Lipski, piłka wylądowała w prawym tym oddalonym od bramki narożniku pola karnego. Bardzo ładnie przyjął ją Terpiłowski i mimo presji ze strony obrońcy umieścił ja w siatce precyzyjnym strzałem. I asystent i strzelec zachowali się jak pewni siebie rutyniarze. Potem mieliśmy kiks sezonu w wykonaniu Guzdka, który po świetnym podaniu wzdłuż linii bramkowej od Terpiłowskiego, nie trafił do pustej bramki z około pół metra. Podanie szło równo z linią bramkową, minęło już bramkarza i obrońców, wystarczyło podstawić lewą nogę. Zamiast tego Bartek zamachnął się prawą i nie trafił nawet w piłkę. W tym momencie wydawało się, że to fatalne pudło będzie kosztowało Widzew kluczowe 3 punkty.

Ale drużynę uratował Gołębiowski i Pawłowski. Ten pierwszy wywalczył rzut wolny a potem fenomenalnie (prawie idealnie) go wykonał. Piłka odbiła się od poprzeczki, pierwsza dobitka Pawłowskiego główką odbiła się od obrońców, druga nogą wpadła już do bramki. Drużyna a zwłaszcza Pawłowski wpadli w szał z radości, tak jak cieszą się ludzie, którzy wygrali właśnie ligę mistrzów. Ta celebracja powinna trochę uciąć teorie spiskowe o tym, że drużynie nie zależy na awansie. Superważne trzy punkty zostały w Łodzi. Jest powiew optymizmu, jest powiew wiosny, a czy był to przypadek czy nie dowiemy się w najbliższych meczach. 

Sytuacja na trybunie gości nie wymaga chyba większego komentarza. To, że w kraju jest od metra menelstwa, które nie interesuje się ani piłką, ani sportem, ale upodobało sobie małpie wygłupy na boiskach wiemy wszyscy. Ale w którymś momencie ktoś powinien się upewnić, że oni nie wchodzą na stadiony. Klub, miasto, policja, PZPN, wszyscy umywają ręce, patrzą na innych i pozwalają, żeby menele odstawili takie cyrki na meczach. Trochę nie pokazaliśmy się też niestety my. Ktoś wie o co chodziło z przyśpiewką „Zawsze i wszędzie policja …..” jak porządkowany był sektor gości? W to końcu źle, że jakieś dziadostwo demoluje nam stadion i dobrze, że policja to przerywa czy na odwrót?

Na koniec kilka słów o:

Marek Hanousek – jest graczem bardziej efektywnym niż efektownym. W jego grze nie ma fajerwerków, ale jest spokój, opanowanie, konsekwencja i niewiele błędów. W ostatnich dwóch meczach Marek dopasował się niestety do reszty drużyny, grał słabo i schematycznie. W meczu z GKS, choć na nowej pozycji znów zobaczyliśmy uporządkowanego i efektywnego Marka. Zobaczymy jak dalej, ale ten śmiały eksperyment trenera Niedźwiedzia może ma szanse na powodzenie.

Fabio Nunes – postać frustrująca. Ma niezłą technikę, trochę dynamiki i ciąg na bramkę. Sprawia wrażenie kogoś kto potrafi być bardzo groźny w ataku. Gra jednak tak jakby w piłce chodziło głównie o wywalczenie jak największej ilości rzutów rożnych z lewej strony boiska. Bo z jego zagrań, w kółko tych samych, w najlepszym razie wychodzą właśnie rzuty rożne. Fabio niewiele robi w obronie i czasem za łatwo się dekoncentruje. Piłkarz z potencjałem, ale musi stać się bardziej wszechstronny, skuteczny i zdyscyplinowany.

Bartek Guzdek – tak to nasz najlepszy strzelec w tym sezonie. Widzew zagrał lepiej, ale Bartek został na poziomie meczu z Odrą czy Polkowicami. Jest powolny, niedokładny i schematyczny. Gdyby nie gol Pawłowskiego mógłby się winić za utratę punktów co pewnie tylko pogorszyłoby mu morale. Bartek dostarczył nam w tym sezonie dużo radości ale w chwili obecnej potrzebuje albo chwili odpoczynku albo jakiejś interwencji ze strony sztabu szkoleniowego bo szkoda oglądać go snującego się po boisku.


Komentarze