Widzew - Podbeskidzie 2:1 A jednak Happy End! Widzew w Ekstraklasie!
Zacznę od kibiców. Na Piłsudskiego 138 pojawiło się ich ponad 18,000 a stadion zaczął się zapełniać już godzinę przed meczem. Doping rozpoczął się jeszcze przed wejściem piłkarzy na boisko i trwał praktycznie non stop do ostatniego gwizdka sędziego. Przed tradycyjnym „kto wygra mecz” wszyscy krzyczeli już „RTS tylko Widzew” oraz „Jeden za wszystkich wszyscy za jednego”. Przez cały mecz wszystkie trybuny stały, nie licząc przerwy nikt nie usiadł nawet na chwilę a równy doping szedł z wszystkich czterech stron bez przerwy, non stop. Nawet jak na standardy Widzewa doping był na nieprawdopodobnym poziomie i każdy kto był na meczu zapamięta go na długo.
Piłkarzom trzeba podziękować za walkę przez pełne 90 minut i za to, że dobrą grą nie wystawili publiczności na jeszcze większy test. Widzew przez prawie cały mecz wygrywał, ale jednobramkowe prowadzenie spowodowało, że z każdą upływającą minutą nadzieja mieszała się z coraz większą obawą o końcowy wynik. Ale piłkarze się pokazali. Na boisku było tak jak na trybunach, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Nikt nie odpuszczał, każdy dawał z siebie wszystko. Piłkarze walczyli, ale co ważne grali też z głową. Kiedy mogli atakowali, ale w żadnym momencie nie gubili się w obronie. Jak tracili inicjatywę byli bardzo uważni i skupieni, spokojnie przeczekiwali trudniejsze momenty. Żadna z otrzymanych żółtych kartek nie była wynikiem frajerskiego czy niepotrzebnego faulu. W najtrudniejszym momencie meczu, czyli po utracie gola, pokazali charakter i determinację i po chwili znów wyszli na prowadzenie. W ostatnich minutach spotkania gdy sekundy płynęły najwolniej, wpakowali się w okolice narożnika przeciwnika i za nic nie dali się z niego wykurzyć, aż do ostatniego gwizdka sędziego. W rundzie rewanżowej przeżyliśmy wiele gorszych momentów, ale tym meczem i swoją postawą piłkarze wynagrodzili nam wszystko. Każdy z nich zasługuje na ogromny szacunek i własne, nawet jeżeli niewielkie miejsce w długiej i bogatej historii naszego klubu.
Mimo świetnej gry całego zespołu obie bramki padły po fenomenalnych zagranicach naszych najlepszych zawodników. Przy pierwszym golu, Marek Hanusek najpierw świetnie przejął i opanował piłkę, po chwili poprowadził ją błyskawicznie do przodu mijając kilku przeciwników a na koniec dał rade podać ją jeszcze do Pawłowskiego. Pawłowski, nominalny skrzydłowy po raz kolejny zachował się jak rasowy napastnik. Najpierw wiadomym tylko sobie sposobem dał radę wybić się przez obrońcę Podbeskidzia choć na początku wyglądało na to że do piłki nie dojdzie, a sekundę potem pokonał bramkarza precyzyjnym strzałem obok słupka. Stadion eksplodował z radości.
Przy drugiej bramce najpierw po lekkim zamieszaniu w polu karnym Pawłowski strzelił bardzo silnie z bliska, bramkarz Podbeskidzia chyba nawet nie wiedział jak to obronił. Piłka wystrzeliła pionowo w górę na kilka metrów i wyglądało, że jest po akcji. Ale na spadającą z wysoka futbolówkę czekał Dominik Kun, który wykazał się szybkością i techniką na poziomie piłkarza Premier League. Najpierw idealnie zgasił piłkę przy ziemi a po sekundzie, okręcając się w kierunki bramki oddał natychmiastowy strzał. Stadion, znów oszalał a bezcenne zwycięstwo zostało dowiezione do końca.
Nie da się utrzymać wysokiej formy przez cały sezon, widzieliśmy to po sobie, ale też po większości naszych przeciwników. Ale w kluczowym momencie piłkarze stanęli na wysokości zadania i zrobili co trzeba. Dali z siebie wszystko a na mecz wyszli wyraźnie z przekonaniem, że są na boisku po to, żeby za wszelką cenę wygrać. Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas, ale na chwilę obecną powiedzieć można tylko brawo piłkarze! Brawo trener Niedźwiedź! Brawo zarząd! I ponad wszystko brawo kibice!
Wyjątkowości temu awansowi nadał też fakt, że był to koniec pewnej wyjątkowej drogi jaką przeszedł nasz klub od 5 klasy rozgrywkowej. Ponad 8 lat temu Widzew został prawie doszczętnie zniszczony przez bezmyślnego pseudo biznesmena od siedmiu boleści, któremu spodobała się wizja posiadania klubu. Ale jak zobaczył, że Widzew to nie jakieś stanowisko z parówkami i że nie za bardzo to wszystko ogarnia, to pozbawił klub wszystkiego i zostawił w stanie upadku. Widzew powstał jak feniks z popiołów tylko i wyłącznie dzięki determinacji grupki Widzewskich zapaleńców, o których mam nadzieję ktoś wcześniej czy później napisze książkę, bo to historia prawie bez precedensu. Trzeba przyznać, że z dużym wyczuciem podeszli do sprawy obecni włodarze. Puchar za awans w pierwszej kolejności otrzymał pierwszy kapitan Widzewa po reaktywacji Mariusz Rachubiński. Na stadion przyszedł w koszulce, w której wtedy grał. Koszulka nie miała na sobie herbu, bo nasz Widzew wtedy formalnie prawie nie istniał.
Widzew jest jeden jedyny. Nie ma takich drugich kibiców, nie ma takiego drugiego klubu. Emocje, radość i wzruszenie były 22 Maja na poziomie największych momentów w naszej historii! Cieszmy się tym meczem jak najdłużej bo przez ostatnich 20 lat takich chwil nie było wiele.
Komentarze
Prześlij komentarz