Pogoń Szczecin – Widzew Łódź 2:1 Mimo porażki Ekstraklasa niestraszna!



W niedzielę 17 Lipca nastąpił długo wyczekiwany powrót do Ekstraklasy. Widzew Łódź grał na wyjeździe z drużyną, która dwa lata z rzędu kończyła ligę na trzecim miejscu i kwalifikowała się do europejskich pucharów. Był to więc prawdziwy test tego jak na tle teoretycznie jednego z najlepszych zespołów w Polsce wypadnie tułający się od ośmiu lat po niższych ligach RTS. Test wypadł bardzo przyzwoicie, Widzew przez większość meczu grał dobrze lub wręcz bardzo dobrze jednak wynik wyraźnie pokazuje, że jest jeszcze sporo pracy do wykonania.

W pierwszym składzie Widzewa wystąpiło tylko dwóch nowych zawodników, reszta rok temu grała w 1 lidze walcząc o awans. Z jednej strony skład w dużym stopniu pierwszoligowy. Z drugiej strony Widzew nigdy w zeszłym sezonie nie dał rady wyjść w tak mocnym zestawieniu. Na boisku pojawili się bowiem jednoczenie Pawłowski, Hanousek grający w pomocy oraz w pełni zdrowy Letniowski, który ewidentnie powrócił do dobrej formy. Na innych pozycjach również grali piłkarze, którzy nadawali ton grze Widzewa w zeszłym sezonie: Kun, Danielak, Terpiłowski, Stępiński. Jedyna zmiana nastąpiła w sprawiającym do tej pory tyle kłopotów środku obrony, gdzie w niedzielę zadebiutowali Żyro i Czorbadzijski. Na boisko wyszedł więc dobrze znany nam Widzew, z tą różnicą, że w optymalnym ustawieniu a tego nie widzieliśmy od dawna.

Ten dobrze znany nam Widzew wyszedł na boisko i pokazał dobrą grę. Drużyna była bardzo skoncentrowana, pozwalała utrzymywać się przy piłce Pogoni, ale nie dopuszczała do większego zagrożenia pod własną bramkę, sama kontratakowała w bardzo przemyślany sposób. Po grze Widzewa widać było plan. Trener i piłkarze mieli pomysł na ten mecz i sprawnie go realizowali. W 20 minucie po jednym z kontrataków, skrzydłem popędził Terpiłowski i świetnym podaniem obsłużył Pawłowskiego, który przyzwyczaił nas już do tego, że nie marnuje dobrych sytuacji. Widzew wygrywał 1:0. Po stracie gola gra się nie zmieniła, choć Pogoń miała jedną dogodną sytuację do wyrównania, ale skończyło się na słupku. Nie licząc tej jednej akcji, Pogoń cały czas dłużej utrzymywała się przy piłce ale to Widzew stwarzał większe zagrożenie pod bramką przeciwnika. Cieszyć mogła też gra Letniowskiego. Julek ewidentnie powrócił do dobrej dyspozycji.

Jedną z bolączek Widzewa w zeszłym sezonie były nagłe utraty koncentracji. W wielu meczach, Widzew potrafił z minuty na minutę stracić panowanie nad grą, oddać inicjatywę przeciwnikowi i zacząć popełniać całą serię niewymuszonych błędów. W meczu z Pogonią nie mieliśmy tak spektakularnego oddania pola przeciwnikowi ale uważne oko, które widziało poprzedni sezon zauważyło, że gdzieś od około 40 minuty do gry RTS wkradło się coś niepokojącego. Straciliśmy bez powodu kilka piłek, piłkarze mieli kilkukrotnie problem z przyjęciem piłki, zaczęli podejmować  nienajlepsze decyzje itp. Go głowy wkradła się myśl „niech ta połowa już się lepiej skończy”. I wtedy w 44 minucie Widzew stracił szkolną bramkę. Jednej zawodnik Pogoni podał piłkę głową na pole karne, piłka minęła trzech Widzewiaków, doszedł do niej kolejny zawodnik Pogoni, dośrodkował po ziemi prosto do Zahovica, wokół którego było też trzech Widzewiaków ale żaden go nie krył. Niepokojony przez nikogo gracz Pogoni bez problemu wyrównał na 1:1.

Na początku drugiej połowy mecz nadal się dobrze oglądało, bo Widzew wrócił do takiej gry jaką zaprezentował przez pierwsze 40 minut. Zgrzytem była sytuacja z 55 minuty, Pawłowskiego idealnym podaniem obsłużył Letniowski, Bartek znalazł się sam na sam z bramkarzem, niestety nieczysto trafił w piłkę. Dante Stipica nie miał problemu z obroną. To była 100% sytuacja. 16 minut później przepięknym strzałem z dystansu popisał się Biczachczian (przed samym strzałem ładnie jeszcze wymanewrował Letniowskiego) i mieliśmy 2:1 dla Pogoni.

Jeżeli pierwsze 60-70 minut meczu napawało optymizmem to ostatnie 20 pokazało największy w tej chwili problem drużyny. Brak wartościowych zmienników oraz problemy w zarządzaniu zmianami. W 72 minucie z boiska zeszli Hanousek i Letniowski a w 77 minucie Pawłowski i Terpiłowski. Na ich miejsce weszli odpowiednio Shehu, Sanhez, Hansen i Sypek. Nowi zawodnicy nie wnieśli niczego do gry Widzewa, można powiedzieć, że po prostu dograli spotkanie. Strata gola w 71 minucie wcale nie musiała oznaczać porażki. Ale z Widzewa w końcówce zeszło powietrze. Drużyna dokończyła mecz jakby pogodzona z tym, że już pewnie nie wygra i trochę przykro się na to patrzyło. 

Brak zmienników to duży problem. Różnica jakościowa między pierwszym składem a resztą kłuje po oczach. Pierwsza jedenastka prezentuje się jak drużyna zdolna utrzymać się w Ekstraklasie. Niestety Widzew pozbawiony 2-3 czołowych postaci natychmiast zaczyna przypominać zespół, który rok temu męczył się przez długi czas na 1 ligowych boiskach. W zespole jest sporo piłkarzy, którzy nie mieli się jeszcze czasu pokazać lub nadal zasługują na szansę. Można tu wymienić Shehu, Sancheza, Hansena i kilku innych. Ale jak Widzew ma zebrać na początek sezonu trochę punktów to wymienieni piłkarze muszą wejść na możliwie wysoki poziom tak szybko jak się da. Z pewnością potrzebne są też jeszcze przynajmniej 1-2 dobre transfery, idealnie takie na poziomie Pawłowski/Letniowski/Hanousek. To oczywiście myślenie bardzo życzeniowe, ale w Widzewie brakuje jeszcze kilku piłkarzy z wyższej półki. Może mamy już takich w składzie, trzeba im tylko dać trochę czasu? Oby.

Drugi problem, niestety nie nowy, to sposób w jaki Janusz Niedźwiedź zarządza zmianami – w skrócie, za późno i bez większych efektów. Nie po raz pierwszy inicjatywa w kwestii zmian była po stronie przeciwnika. Nie po raz pierwszy zmiany te miały wpływ na przebieg gry (Biczachczian strzelił gola 15 minut po wejściu na boisko) i nie po raz pierwszy Widzew dokonał zmian dosyć późno a wprowadzeni na boisko zawodnicy w najlepszym wypadku nie pogorszyli gry zespołu. Pojawiają się też inne pytania, czy naprawdę w przeciągu 5 minut boisko musieli opuścić wszyscy nasi najbardziej kreatywni zawodnicy? Trójka debiutantów i Hansen naprawdę mieli coś zdziałać w ostatnich 20 minutach? O co chodziło z wejściem na boisko Kreuzlieglera, ta zmiana była jak potwierdzenie, że my naprawdę już ten mecz w końcówce odpuściliśmy. Temat do zaadresowania, bo podobnie przegrywaliśmy chociażby z Wisłą czy Koroną, a na myśl przychodzi jeszcze kilka spotkań. 


Ostatecznie mecz wywołał mieszane uczucia. Z jednej strony Widzew rozegrał bardzo przyzwoite spotkanie, jeżeli tak ma wyglądać gra w ekstraklasie to nie mamy się czego bać. Pierwszy skład jest dosyć silny i zgrany. Widzew potrafi grać według planu. Z drugiej strony przegraliśmy mecz, który bardzo dobrze nam się układał. Wygląda też na to, że mamy bardzo krótką ławkę a na dodatek trener niezbyt sprawnie nią zarządza. Przed Widzewem jeszcze cały sezon, a samo okienko transferowe trwa jeszcze półtora miesiąca. Jest nad czym pracować. Ale po meczu z Pogonią jednak przeważa optymizm  i poczucie, że jest lepiej niż gorzej.


Komentarze