Lech- Widzew 2:0 Porażka po tradycyjnie przyzwoitej grze.
W niedzielny wieczór w Poznaniu Widzew Łódź po raz kolejny w tym sezonie znalazł się po złej stronie cienkiej linii pomiędzy zwycięstwem a porażką.
Dotychczasowe mecze w lidze pokazały dobitnie, że w PKO BP Ekstraklasie każdy może wygrać z każdym. Nieważne czy gra się na wyjeździe z mistrzem czy u siebie z kandydatem do spadku, przed żadnym meczem nie stoi się ani na wygranej ani na przegranej pozycji. W meczach potrzebne są więc przede wszystkim zaangażowanie, czasem trochę szczęścia, czasem indywidualny błysk któregoś z piłkarzy. Najważniejsze jest jednak przekonanie o tym, że na boisko wychodzi się po 3 pkt. bo przy tak wyrównanej stawce częściej wygrywają ci, którzy wierzą w siebie bardziej niż inni.
Z dużym zadowoleniem można więc było spojrzeć na ofensywne ustawienie, w jakim Widzew rozpoczął ten mecz. W pierwszym składzie znalazło się dwóch nominalnych napastników (Sanchez, Zjawiński) a do tego ofensywni Bartek Pawłowski i Julek Letniowski. Widzew ewidentnie przyjechał do Poznania walczyć o punkty.
Co ważne mimo ofensywnego ustawienia Widzew nie rzucał się do ułańskich ataków tylko grał bardzo rozważnie. Można powiedzieć, że grał tak jak powinno się grać na wyjeździe z silnym przeciwnikiem, z którym jednak próbuje się wygrać. RTS rozważnie się bronił, drużyna była skupiona i dobrze ustawiona na boisku. Jednocześnie Widzew stwarzał dużo groźnych sytuacji. W kontrach i akcjach ofensywnych był bardziej zdecydowany od Lecha tak jakby intencje Łodzian, aby strzelić gola były bardziej zamierzone.
I tu dochodzimy do wspomnianej cienkiej linii między zwycięstwem a porażką. Wszystkie stworzone sytuacje bramkowe a było ich naprawdę sporo zostały zmarnowane. Do głowy przychodzą chociażby nietrafiony strzał Nunesa (ile już razy Nunes wpadł na pole karne, miał miejsce i czas na ale nie trafił w bramkę?), przestrzelona główka Kreuzrieglera, gdzie znów był czas i miejsce lub kontra, po której Zjawiński znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, ale biegł tak wolno, że na koniec nie dał nawet rady oddać strzału.
Z drugiej strony gol na 1:0 Lecha nie był ani wynikiem wyjątkowo sprawnie przeprowadzonej akcji ani ukoronowaniem jakiegoś wyjątkowo dobrego okresu gry „Kolejorza”. Amaral w 80 minucie ładnie przyjął piłkę przed polem karnym, sprytnie znalazł sobie na niewielkiej przestrzeni miejsce na oddanie strzału i już przewracając się oddał dobry i trudny do obrony strzał przy lewym słupku Ravasa. Amaral równie dobrze mógł nie trafić czysto w piłkę, ale trafił. Tak jak Kreuzriegler do bramki nie trafił a równie dobrze mógł – w pewnym uroszczeniu tak wyglądała różnica między Widzewem a Lechem.
W piłce gdybać można oczywiście bez końca, ale wszystkie porażki Widzewa w tym sezonie odbywają się według podobnego schematu: drużyna gra przyzwoicie, ma sporo sytuacji bramkowych, z przebiegu meczu zasługuje przynajmniej na remis, ale jednak to przeciwnik, strzela więcej bramek. Na razie Widzew ma 10 punktów i 3 zwycięstwa w 7 meczach co jest przyzwoitym dorobkiem jak na ten etap rozgrywek. Ale obecny sezon to cały czas wielka niewiadoma. Trener Niedźwiedź musi za wszelką cenę utrzymywać drużynę na obecnym poziomie, bo gra Widzewa wygląda dobrze. Ale jednocześnie musi opanować ten margines błędu, przez który punktów jest mniej niż być powinno. Na dziś Widzew wygląda na drużynę, która równie dobrze może skończyć sezon w górnej części tabeli co bronić się desperacko przed spadkiem do ostatniej kolejki. O tym czy skończymy w jednym czy drugim scenariuszu zadecydują szczegóły bo, że Widzew nie odstaje w jakiś widoczny sposób od reszty stawki już wiemy.
Kila dodatkowych myśli:
Widzew traci dużo bramek (Pogoń, Legia, Lech) w bardzo charakterystyczny sposób – zawodnik drużyny przeciwnej otrzymuje podanie 15-20 metrów od bramki Ravasa, dobrze ją przyjmuje i na małej przestrzeni oddaje strzał. Czy w takich przypadkach obrona powinna się inaczej ustawiać, czy krycie powinno odbywać się w inny sposób? To pytanie do samych piłkarzy i trenera, ale przeciwników trzeba skuteczniej odcinać od tego typu podań bo takie zagrania zamieniają się w pewien patent na Widzew.
Łukasz Zjawiński - piłkarz jest młody, cały czas się uczy i na pewno zasługuje na czas. Ale jednej rzeczy, której można oczekiwać od młodego napastnika to szybkość. Łukasz na razie jej nie pokazuje. Do kontry, po której znalazł się sam na sam z bramkarzem biegł jak w zwolnionym tempie. Na koniec dogonił go obrońca i Łukasz nawet nie oddał strzału. Pojawia się też pytanie czy Janusz Niedźwiedź nie rzuca go na zbyt głęboką wodę wystawiając Łukasza w pierwszym składzie.
Juliusz Letniowski – Julek nie dominuje meczów tak jak na jesień w 1 lidze, ale widać po nim jakość, odwagę i talent. To najbardziej perspektywiczny piłkarz Widzewa, ale jeżeli Letniowski chce odegrać w naszej lidze rolę na miarę swoich możliwości to musi zacząć stabilizować formę na stałym wysokim poziomie. Inaczej ryzykuje dołączenie do panteonu piłkarzy, którzy „mieli papiery na grę” ale się „jakoś nie przebili”. Widzew to dla Julka świetne miejsce na rozwój, ale piłkarz musi złapać daną mu szansę oboma rękoma i ciężko pracować. Julkowi cały czas brakuje też trochę „atletyczności”, może powinien pogadać z Lewandowskim? Lewy na początku kariery też był typem smukłego i raczej delikatnego zawodnika, dopóki fizycznie nie zamienił się w „kopię Ronaldo”, jak wiemy z ogromną korzyścią dla swojej gry i kariery.
Komentarze
Prześlij komentarz