Widzew - Cracovia 2:0 Czy już możemy się przestać martwić o Widzew?



W XXI wieku, czyli od ponad dwóch dekad los nie oszczędza Widzewa i jego kibiców. Przyzwyczajeni do wszelkiego typu upadków, fatalnych właścicieli, szemranych prezesów i wiecznej prowizorki kibice przesiąkli przez lata defetyzmem. Każdy powiew optymizmu podszyty jest obawą, że może skończyć się jak zawsze.

Ale w piątkowym meczu z Cracovią zespół po raz kolejny pokazał, że to wszystko co dzieje się w klubie już od ponad roku to nie przypadek. Grający bez kilku podstawowych zawodników Widzew, rozbił przeciwnika rozgrywając kolejny świetny mecz. Widzew kontrolował spotkanie od początku do końca a piłkarze pokazali świetną organizację oraz ogromne serce do gry. Czy to już moment, w którym kibice mogą przestać się martwić i zacząć się cieszyć tym, że mamy naprawdę dobrą drużynę, za którą stoi dobry trener, za którym stoi dobry zarząd i właściciel? 

W meczu z „pasami” na boisku zabrakło Bartka Pawłowskiego i Mateusza Żyry. Jeden to nasz najlepszy strzelec i pewnie najlepszy piłkarz w ogóle, drugi to w tym sezonie ostoja obrony. Na ich miejsce pojawili się odpowiednio Łukasz Zjawiński i Serafin Szota. Do tej pory, jeszcze od czasów 1 ligii, doświadczenia w drużynie były takie, że o ile pierwsza jedenastka radzi sobie dobrze o tyle w momencie, gdy pojawiają się zmiennicy, pojawiają się też kłopoty.

W piątek zobaczyliśmy jednak coś zupełnie innego. Widzew od pierwszych minut grał bardzo płynnie, drużyna grała z polotem i pewnością siebie. W rezultacie już 4 minucie RTS prowadził 1:0 po świetnej akcji drużynowej i golu Kuna. Po wyjściu na prowadzenie już do końca meczu wynik nie wydawał się zagrożony. Jedynie co martwiło to fakt, że mimo prawdziwego „bombardowania” bramki Cracovii wynik nie został podwyższony, aż do rzutu karnego wykonywanego przez Hanouska w drugiej połowie.  

Co do wspomnianego Dominika Kuna to jest on znany kibicom jako typ „walczaka” piłkarza, który dużo biega, walczy o każdą piłkę i nie odpuszcza. I za to Dominik jest w sercu Łodzi bardzo ceniony. W meczu z Cracovią mieliśmy na boisku 11 Kunów, bo każdy piłkarz zostawił na boisku wszystko co miał. A Jordi Sanchez wynosi pojęcie „walki” na jeszcze nowy poziom a o tym co robił na boisku w piątkowy wieczór będzie jeszcze kilka słów na końcu tekstu.

Z wyjątkiem kontuzji Nunesa (po brutalnym i ukaranym jedynie żółtą kartką faulu Rakoczego) mecz z Cracovią to same pozytywy. Widzew rozegrał kolejne bardzo dobre spotkanie po raz kolejny udowadniając, że w Ekstraklasie jest u siebie. Oprócz wyniku, zespół pokazał też, że umie grać dobrze w piłkę, trener Niedźwiedź ma system i pomysł, który jest w stanie przekazać piłkarzom. Piłkarze spoza pierwszej jedenastki pokazali, że potrafią być równie wartościowi i że o miejsce w składzie trzeba walczyć. Pokazuje to chociażby przykład Czorbadzijsckiego, który zaczął sezon jako podstawowy obrońca a teraz spadł w hierarchii poniżej Kreuzrieglera i Szoty. Bożidar na pewno będzie miał szansę na powrót do składu, trzymamy za niego kciuki, ale miło patrzy się na to jak na miejsce jednego zawodnika jest gotowych kolejnych dwóch.

Po tym meczu można tylko naszą drużynę prosić o więcej tego samego! Nie odpuszczajcie, robicie świetną robotę, jesteście na bardzo dobrej drodze, nie schodźcie z niej.

Niestety wypada też powiedzieć kilka cierpkich słów na temat incydentu na trybunach a konkretnie chodzi o „racowisko” pod zegarem, przez które dwa razy był przerywany mecz. Doping i atmosfera na trybunach Widzewa są nieosiągalne nigdzie indziej w Polsce, taki doping jest tylko na Widzewie, tylko. Racowiska są z kolei wszędzie, w każdej polskiej piłkarskiej wsi. Jeżeli ktoś nie jest w stanie powstrzymać się od odpalania rac chociażby po to, żeby nie wybijać z rytmu piłkarzy, którzy przygotowywali się do meczu cały tydzień, to mógłby to zrobić po to żeby atmosfery na Widzewie nie sprowadzać do poziomu szarzyzny i biedy każdego innego stadionu i stadioniku w Polsce. Na boisku 2022, na trybunach lata 90’. Coś takiego do Widzewa nie pasuje.

I na koniec:

Jordi Sanchez – w skrócie idealne przeciwieństwo Mattii Montiniego – szybki, przebojowy, silny, obdarzony dobrą techniką i strzałem, na boisku walczy za trzech. Jordi już chyba w tej chwili staje się obok Bartka Pawłowskiego ulubieńcem trybun. W meczu z Cracovią mógł strzelić 2-3 gole, ale i bez tego był motorem napędowym drużyny i miał ogromny wpływ na mecz.

Juliusz Letniowski – ma talent, więc oczekiwania są bardzo wysokie. Z Cracovią mecz na „piątkę”, dyktował tempo gry, miał dużo więcej udanych zagrań niż strat, świetnie wykonywał stałe fragmenty gry. Jeżeli pod kątem Julka słyszy się czasem trochę krytyki, wynika ona głównie z talentu i proporcjonalnych oczekiwań w stosunku do tego piłkarza.

Serafin Szota – bardzo dobry występ na środku obrony. Byli tacy co trochę nosem kręcili na ten transfer, że co to za obrońca „co się w zeszłym sezonie do składu spadkowicza nie łapał”. Serafin dostał szansę i ją wykorzystał. Zagrał tak jakby w pierwszej jedenastce grał od początku sezonu. 


Komentarze