Widzew - Wisła Płock 2:1 Piękny wieczór w Łodzi i ważne zwycięstwo.
W sobotni wieczór mieliśmy prawdziwe święto futbolu w Łodzi. Pełne trybuny, superatrakcyjny mecz, doping jak z innego świata, piękne gole, dramaturgia do końca, zwycięstwo z liderem a przy okazji pierwsze zwycięstwo w Ekstraklasie od ponad 8 lat.
W meczu z Wisłą uśmiechnęło się też do nas szczęście, które jak mówią sprzyja lepszym. Już w 3 minucie Rzeźniczak mógł spokojnie strzelić na 1:0 dla Wisły. Ale zamiast tego w 5 minucie Danielak strzelił gola, który wychodzi raz na 50 prób. Bo tak trzeba ocenić strzał z volleya z 25 metrów, którzy mija wszystkich na polu karnym i wpada obok zdezorientowanego bramkarza. A w drugiej połowie mieliśmy gola Pawłowskiego, który był strzelony na poziomie „Ronaldo z najlepszych czasów” ale tu znów uśmiechnął się łut szczęścia, bo Bartek ewidentnie próbował dośrodkowywać.
Ale zwycięstwo z Wisłą na pewno nie zostało osiągnięte tylko przy pomocy szczęścia. Widzew po raz kolejny grał dobrze jako zespół. Widać, że zarówno w ataku jak i w obronie drużyna gra według opracowanego schematu. Indywidualnie nie zawodzi żaden z liderów drużyny (Pawłowski, Stępiński, Hanousek), kilku piłkarzy trochę spisywanych na straty w 1 lidze zdecydowanie poprawiło swoją grę (Nunes, Kreuzriegler), kilku nowych graczy pokazuje się z jak najlepszej strony (Żyro, Sanchez) a Ravas ma ewidentnie zamiar zostać wybrany „bramkarzem roku”. W grze drużyny nie widać ani strachu, ani chaosu, które tak często paraliżowały grę na zapleczu ekstraklasy.
W sobotni wieczór Widzew przyklepał 6 pkt w dwóch ostatnich meczach. Jest to o tyle kluczowe, że mimo dobrej postawy drużyny sytuacja punktowa po 5 meczach wyglądała mizernie. Widzew rozpoczął sezon przyzwoicie, ale ilu takich już było co „byli za dobrzy, żeby spaść” albo „naprawdę dobrze grali, ale zawsze czegoś brakowało”. Brak punktów może też w którymś momencie wykoleić drużynę, bo wywołuje nerwowe ruchy, podcina pewność siebie, wymusza niekoniecznie dobre zmiany. Jak drużyna gra dobrze, ale nie punktuje, to niestety w którymś momencie wysiada też sama gra a potem o punkty jeszcze trudniej.
Po meczu z Wisłą kilka słów należy się też kibicom, bo doping na meczu był absolutnie fenomenalny. Śpiewy i zagrzewanie do boju drużyny trwały praktycznie cały mecz. Repertuar był wyjątkowo urozmaicony i adekwatny do tego co działo się na boisku. Nie było mowy o śpiewaniu przez 10 min. w kółko „Bo tu się urodziłem”. Tradycyjnie w dopingu brały udział wszystkie trybuny. Po ostatnim gwizdku tłum nie rzucił się od razy do wyjścia, duża część kibiców została na swoich miejscach chcąc podziękować piłkarzom i spędzić jeszcze kilka chwil w meczowej atmosferze. W Poznaniu na meczu z Miedzią pojawiło się 11 tys. kibiców, w Warszawie frekwencja się ostatnio poprawia, bo lokalna drużyna ma lepsze wyniki a tam bez wyników trudno o większą frekwencję. Reszta stadionów albo jest mikroskopijna albo i tak regularnie świeci pustkami. A na Widzewie stadion pęka w szwach na każdym spotkaniu a każde spotkanie to święto dla kibiców. Stadion Widzewa to magiczne miejsce.
Komentarze
Prześlij komentarz