Widzew - Pogoń Szczecin 3:3. Żelazne nerwy Kreuzrieglera



W 99 minucie meczu przy stanie 3:2 dla Pogoni, do rzutu karnego podszedł Martin Kreuzriegler. Martin pewnym strzałem pokonał bramkarza gości, stadion oszalał ze szczęścia a Widzew uratował punkt. 

Ze słów trenera Niedźwiedzia wynika, że osoba wyznaczona do wykonania karnego (Pawłowski, Hanousek?) podeszła do Martina i poprosiła o wykonanie jedenastki. Przypomina to sytuacje z jesiennego spotkania z Zagłębiem. Marek Hanousek nie wykorzystał jedenastki, jednak sędzia Musiał zarządził powtórkę. Marek nie podjął się drugiej próby i poprosił o pomoc Kreuzrieglera. Austriak również wtedy pewnym strzałem pokonał bramkarza gości. 

Wygląda więc, że kolejność przy wykonywaniu karnych w Widzewie wygląda następująco: „najpierw ty, potem ty a potem ty, ale jak zrobi się gorąco to idziecie do Kreuza!” Brawa dla Martina, wziąć na siebie taką presję w takim momencie to duża sprawa. Brawa należą się też osobie wyznaczonej do karnego. To sztuka i duża odpowiedzialność, żeby w takim momencie poprosić o pomoc. Widzew gra zespołowo a efekty widzimy na boisku!

Sam mecz nie jest już tak łatwy do oceny. Z punktu widzenia neutralnego widza z przed telewizora spotkanie na pewno było widowiskowe. Ale z punktu widzenia trybun mecz momentami oglądało się ciężko i przede wszystkim nerwowo. W pierwszej połowie Widzew zagrał słabo (nie po raz pierwszy). Mnożyły się niecelne podania, straty piłki i mało udane, czyli także ryzykowne próby wyprowadzania piłki spod własnej bramki pod dużym pressingiem przeciwnika. Kilku piłkarzy jak np. Żyro czy Milos zagrało poniżej swoich możliwości. 

Pogoń sprawiała wrażenie drużyny lepiej zorganizowanej, szybszej i pewniejszej siebie. Portowcy zbył łatwo podchodzili pod naszą bramkę i stwarzali dogodne sytuacje do strzału. Widzew prawie cały mecz gonił wynik, a za każdym razem po wyrównaniu oddawał inicjatywę i szybko tracił bramkę. W pewnym stopniu Pogoń padłą ofiarą własnego minimalizmu. Przeciwnik zadowolony z jednobramkowego prowadzenia cofał się zamiast szukać kolejnego gola. A taka taktyka na Widzew i to jeszcze w Łodzi jest bardzo ryzykowna o czym Szczecinianie przekonali się w 99 minucie. 

Z drugiej strony mieliśmy bardzo dużo pozytywów. Dużo lepszą drugą połowę, trzy gole, bardzo dużo sytuacji bramkowych, świetną dyspozycję Pawłowskiego i Terpiłowskiego oraz to co kibice lubią najbardziej: walkę. To dzięki walce i nieustępliwości Widzew dosłownie „wywalczył” ten punkt.

Cieszy też jakość bramek. Przy pierwszej idealnym dośrodkowanie popisał się Terpiłowski a równie przepięknym strzałem, bramkę zdobył Pawłowski. To nie było łatwe trafienie. Bartek był otoczony zawodnikami Pogoni i na strzał głową musiał sobie znaleźć miejsce. Druga bramka była jeszcze lepsza. Najpierw Pawłowski i Sanchez wymienili się serią podań „w trójkąciku” przy lewej strefie boiska, wymanewrowali przeciwników po czym Pawłowski znalazł się w doskonałej pozycji do dośrodkowania. Bartek podał po ziemi wzdłuż linii bramkowej. Do piłki, mimo interwencji dwóch obrońców dopadł Trepiłowski i zamienił wynik na 2:2. To taka bramka, o której można powiedzieć, że mogła paść w Premier League.

W meczu mieliśmy też dużo sytuacji, które w pojedynkę mogły zupełnie zmienić jego obraz. Należy wspomnieć o dwóch poprzeczkach dla Widzewa (Pawłowski, Terpiłowski) oraz słupku (Terpiłowski). Zwłaszcza oba trafienia w poprzeczkę były bardzo efektowne. Oba strzały były oddawane z trudnych pozycji i piłkarzom należy się pochwała, że w ogóle dali radę oddać tak dobre uderzenia. Celnością nie popisał się niestety Serafin Szota. Kilka minut po tym jak Widzew wyrównał na 1:1, nie trafił do bramki z odległości około 1-2 metra w dosyć prostej sytuacji. Widzew już potem nie miał tak dobrej okazji aby wyjść na prowadzenie. Niestety zdarza się, Serafin ogólnie rozegrał dobry mecz.

Osobnego komentarza wymaga faul na Nunesie, gdzie po konsultacji VAR sędzia nie zdecydował się podyktować rzutu karnego dla Widzewa. Z trybun, jak to bywa, sytuacja wyglądała jak 100% karny. Na powtórkach w TV faul nie był już tak oczywisty, ale widać jednak jak zawodnik Pogoni wpada w nogi Fabia. Jest kontakt, nasz zawodnik traci równowagę i upada. Problemem wydaje się jednak reakcja Nunesa. Portugalczyk padł na murawę jak rażony piorunem, zaczął obracać się na „Naymara” i zwijać się z bólu. A kontakt, mimo że był, nie był mocny. Zachowanie Fabia było tak teatralne, że niestety mogło sugerować próbę wymuszenia decyzji czy nawet symulację. Szukać karnego niestety też trzeba umieć, a nadmiar „teatru” częściej szkodzi niż pomaga. Nie wiemy co dokładnie skłoniło sędziego do uznania, że faulu nie było, ale Fabio powinien bardziej skupić się na grze niż „teatrze”. Zwłaszcza, że to bardzo dobry piłkarz. Wrócił po kontuzji i rozegrał bardzo przyzwoity mecz. Fabio w formie i w pełni skupiony na grze jest jednym z groźniejszych wahadłowych w lidze.

Podsumowując, w sobotnim meczu mieliśmy wszystkiego po trochu i ciężko po tym spotkaniu powiedzieć w jakiej formie jest Widzew. Na pewno drużyna nie zapomniała, jak walczyć i jak strzelać bramki a to już dużo. Trzeba też pamiętać, że przeciwnik był z bardziej wymagających. Dużo więcej powiedzą nam następne trzy mecze. W każdym z nich powinniśmy grać o 3 punkty!

Na koniec warto wspomnieć o sytuacji na trybunach, bo rożnie z tym bywa, ale w sobotę było dobrze. Po pierwsze Zegar zaprezentował świetną oprawę „Serce Łodzi”. Kibicom Widzewa udało się również odpalić race bez doprowadzenia do przerwania meczu. To ważne, bo pamiętamy co stało się chociażby w meczu z Radomiakiem, gdy mecz został przerwany akurat, gdy Widzew miał inicjatywę i przerwa spadła przeciwnikowi z nieba. Sposób gry naszej drużyny oparty jest na sporej dyscyplinie i koncentracji. Dodatkowo na własnym boisku to my albo staramy się narzucić swój styl gry lub tak jak w ostatnich dwóch meczach gonimy wynik. W takiej sytuacji przerwy w większości są na rękę naszym przeciwnikom. Dlatego tak dobrze zobaczyć oprawę, która nie kończy się zadymieniem boiska i wymuszoną pauzą. Należy też pochwalić gości, byli bardzo aktywni od początku do końca, ale głównie skupiali się na wspieraniu swoich. Przeciwieństwo kibiców Rakowa, którzy w Łodzi wśród przekleństw, „pozdrowień” i innego badziewia przez większość meczu praktycznie nie wspierali swoich piłkarzy. Szczecin to nie jest piłkarska prowincja i kibice gości to potwierdzili.



Komentarze