Legia - Widzew 2:2 Zwycięstwo było zaskakująco blisko!
Widzew spotkał się z Legią na Łazienkowskiej po raz pierwszy od 10 lat. W prasie od tygodnia wszyscy pisali o „klasyku”, „meczu innym niż wszystkie” i o rywalizacji jeszcze w XX wieku. Łodzianie nie byli typowani na faworyta, ale też nikt nie spodziewał się, że Legia będzie miała lekko. Widzew gra, jeżeli nie „dobrze”, to przynajmniej „przyzwoicie”. Regularnie zbiera punkty, potrafi dominować rywali, jest powtarzalny (nawet w braku skuteczności), drużyna jest jednocześnie kolektywem ale posiada też kilka ciekawych indywidualności.
W meczu z Legią zobaczyliśmy wszystkiego po trochu, taki nasz Widzew w pigułce.
Pierwsze 15 minut to okres bardzo dobrej gry Łodzian, którzy zepchnęli gospodarzy do obrony. Bartek Pawłowski już w 3 minucie meczu pięknie przedryblował dwóch rywali, wpadł na pole karne po czym nie trafił w światło bramki będąc w bardzo dobrej pozycji do strzału. To był doskonały przykład wspomnianej wcześniej regularności w nieskuteczności. Gdyby Widzewiacy w poprzednich trzech meczach potrafili wykańczać takie akcje to mielibyśmy z tych spotkań 9 a nie 4 punkty.
Potem przyszedł gol dla Legii w 18 minucie. Ładne długie podanie i ładny strzał głową, ale pojawia się pytanie, czy nasza obrona nie mogła lepiej zareagować. Gol Wszołka przypominał trochę bramkę straconą w meczu z Jagiellonią. Długa piłka znalazła drogę do nabiegającego na lewy słupek Legionistę a nasza obrona odprowadzała ją wzrokiem. Czy defensywa nie może się lepiej ustawiać przy takich dośrodkowaniach?
Pozostała część pierwszej połowy była najtrudniejszym okresem spotkania. Przeciwnik złapał wiatr w żagle a Widzew się cofnął i oddał inicjatywę. Drugi gol dla Legii, po którym mecz znacznie by się skomplikował wisiał w powietrzu. Ale Widzew, za co należą mu się brawa umie przeczekać gorsze chwile. Podobną sytuację mieliśmy chociażby w Mielcu czy domowym spotkaniu z Miedzią. Przeciwnik atakuje, Widzew wydaje się trochę zagubiony, ale gole nie padają. Co więcej niekoniecznie dochodzi też do autentycznego zagrożenia bramki, przewaga przeciwnika jest głównie optyczna. Gra wygląda nerwowo, ale Widzew się trzyma. I tak do przerwy Widzew przegrywał „tylko” 0:1.
Po zmianie stron gra stała się bardziej wyrównana, ale w 52 minucie Legia była bardzo blisko strzelenia drugiego gola. Na pole karne wpadł Kapustka, składał się do strzału z doskonałej pozycji. Niejeden widział już piłkę w siatce, gdy w ostatnim ułamku sekundy idealną interwencją popisał się Żyro. Podobną interwencję w tym meczu zaliczył też Stępiński, ale ta Żyry była naprawdę piękna i tak samo ważna.
W 59 minucie doszło do dwóch zmian, które odmieniły to spotkanie. Za Letniowskiego i Terpiłowskiego wszedł Kun oraz bohater meczu ze Śląskiem, Hansen. Letniowski niestety zagrał kolejny bezbarwny mecz - brak większego wpływu na grę, brak kluczowych podań, sporo schematycznych zagrań i strat. Terpiłowski raz gra dobrze raz słabiej. Na Łazienkowskiej miał jeden ze słabszych występów. Za to Kun rewelacyjnie wszedł w grę a jego obecność na boisku stała się od razu widoczna. Dominik przyspieszył naszą grę, zagrał kilka bardzo dobrych prostopadłych piłek a Widzew po jego wejściu zaczął grać tak jakby się przebudził i stwierdził, że jednak ma zamiar w tym meczu powalczyć o punkty. Dobrą zmianę dał też Hansen, który był bardzo aktywny i również od razu zaczął sprawiać przeciwnikowi kłopoty.
W 70 minucie to właśnie Hansen, nazywany już swojsko „Krzyśkiem” wyrównał na 1:1. Norweg uderzył głową po bardzo ładnym podaniu Milosa. Reszta meczu to regularna wymiana ciosów. W 76 minucie Widzew znów przegrywał, tym razem po samobójczym golu Hanouska. Marek nie dał szans Ravasowi kierując piłkę przy lewym słupku. Hanousek interweniował przy bardzo szybkiej akcji Legii, na pole karne poszła bardzo szybka piłka, Czech otoczony był zawodnikami przeciwnika, takie sytuacje się zdarzają. Nikt nie będzie miał do Marka pretensji i miejmy nadzieję, że nasz pomocnik już o tym golu zapomniał.
W 82 minucie po faulu na Kunie, rzut wolny wykonywał Pawłowski. Miejsce wyglądało na idealne dla Bartka, który ostatniego gola z wolnego strzelił w drugiej kolejce z Jagiellonią. Bartek oddał bardzo ładny strzał, którego linię zmienił interweniujący głową Wszołek. Piłka wpadła do siatki obok zmylonego Hładuna. Na powtórkach widać, że strzał Pawłowskiego zmierzał idealnie w okienko i miał szansę wpaść do bramki i bez „pomocy” Wszołka. Swoją drogą Pawłowski to prawdziwe serce tej drużyny. Nigdy nie schodzi poniżej bardzo wysokiego poziomu i coraz trudniej zrozumieć czemu nie mówi się o nim w kontekście gry w kadrze narodowej.
Reszta meczu to przewaga gospodarzy, który robili co mogli, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Były dośrodkowania, groźne strzały z dystansu, strzał przewrotką, który o centymetry minął słupek bramki Ravasa. A w 93 minucie zwycięskiego gola mógł strzelić Widzew po wspomnianej na początku kontrze i sytuacji Hansena.
Jak po tym wszystkim ocenić ten mecz? Remis był raczej sprawiedliwy. Obie strony mogą żałować, że nie wygrały, obie mogą cieszyć się, że nie przegrały. Zwraca uwagę wysoki poziom spotkania. Mecz rozgrywany był w szybkim tempie, grały ze sobą dwa zespoły które, każda na swój sposób dążyły do zwycięstwa. Mecz był bardzo czysty. Biorąc pod uwagę całą otoczkę i presję piłkarze obu drużyn grali fair. Mecz nie był przerywany ze względu na faule, sędzia nie pokazał wielu kartek. Piłkarze byli skupieni na grze, że nie było mowy o złośliwych zagraniach, cwaniactwie czy nie daj boże grze na czas. Kibice w Warszawie mieli też okazję doświadczyć czegoś co w Łodzi mamy na co dzień – pełnego stadionu.
Jeżeli ten mecz miał być wizytówką polskiej Ligii to jak najbardziej nią był.
Co teraz? Widzew jest nadal trzeci w tabeli. Przed nami seria teoretycznie łatwiejszych spotkań. Na jesień nasza dobra passa rozpoczęła się właśnie po pierwszych pięciu spotkaniach. O utrzymaniu nie ma co wspominać, jest ono faktem. Jak drużyna nie „sypnie” się z jakiegoś dziwnego powodu to na koniec sezonu będziemy w górnej połowie tabeli. Ale czy damy radę utrzymać trzecie miejsce?
Walka o podium odbędzie się między nami, naszym piątkowym przeciwnikiem, Lechem i Pogonią. Raków raczej nie da się nikomu złapać, ciężko też wyobrazić sobie kto miałby się jeszcze włączyć do walki o puchary. Widzew na szansę, musi tylko robić dokładnie to co robił do tej pory i poprawić skuteczność. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale Janusz Niedźwiedź pokazał wielokrotnie, że zna się na swojej pracy. My kibice musimy się uzbroić w cierpliwość, cieszyć najlepszym sezonem od 24 lat i jak zwykle szczelnie wypełniać stadion!
W najbliższą sobotę kolejna szansa na trzy punkty, domowy mecz z Wartą Poznań. Tym razem wszystko inne niż zwycięstwo będzie przyjęte jako duże rozczarowanie. Widzew na ostatnie osiem meczów wygrał dwa, w obu przypadkach po golach w ostatnich sekundach meczu. Kibicom przydałoby się mniej nerwowe spotkanie, gdzie będzie można w spokoju poświętować nie martwiąc się do końca o wynik.
W najbliższą sobotę dojdzie też pewnie do ciekawych roszad w składzie. Po pierwsze za kartki będzie pauzować pewniak w pierwszej jednensatce - Jordi Sanchez. Trzeba przyznać, że ta wymuszona pauza przyszła w dobrym momencie. Hiszpan w ostatnich spotkaniach gasł w oczach. Najpierw przestał strzelać gole (ktoś jeszcze pamięta, kiedy był ostatni?) ale cały czas był aktywny, absorbował obrońców, tworzył przewagę, dośrodkowywał etc. W ostatnich dwóch meczach był niestety anonimowy i trudno oprzeć się wrażeniu, że Jordi po tej przerwie wymuszonej kartkami, będzie musiał od nowa udowodnić swoją wartość dla zespołu.
Druga zmiana może wynikać z obecnej formy kilku piłkarzy. Czy w składzie utrzyma się mało produktywny Letniowski, czy Kun a zwłaszcza Hansen nadal będą używani jako rezerwowi? Czy do ataku zostanie przesunięty Pawłowski? Janusz Niedźwiedź potrafi być konserwatywny, być może dojdzie tylko do wymiany Sanchez – Zjawiński ale pierwsza jedenastka na mecz z Wartą może nas jeszcze mocno zdziwić.
Tak czy inaczej, najtrudniejszy mecz rundy wiosennej za nami. Mimo braku zwycięstwa Widzew zdał egzamin. Piłkarzom i trenerowi znów należą się brawa. Idziemy do przodu pełni uzasadnionego optymizmu!
Komentarze
Prześlij komentarz