Widzew - Śląsk Wrocław 1:0. Niemoc strzelecka nadal trwa ale Widzew znów wygrywa!
Piątkowy mecz pokazał, ile w piłce nożnej może zrobić jedna bramka. Gol Hansena strzelony w 93 minucie nie tylko dał Widzewowi trzy punkty, ale zmienił też całą narrację wokół dokonań RTS w rundzie wiosennej.
Bez trafienia Hansena mówilibyśmy teraz o czwartym meczu bez zwycięstwa Widzewa, niemocy strzeleckiej i potencjalnie narzekali na system gry, który nie przynosi rezultatów. Dostałoby się pewnie kilku piłkarzom, którzy w ostatnich meczach popełniali błędy. Ale Hansen trafił do bramki w ostatnich sekundach meczu. Cieszymy się więc z trzech punktów, pięciu meczów bez porażki oraz tego, że Widzew choć mniej skuteczny, regularnie dominuje przeciwników. Z większym optymizmem można też oczekiwać trudnego meczu w Warszawie, już w najbliższy piątek.
Bramka Norweskiego pomocnika, nie zmienia oczywiście szerszego i tak już pozytywnego kontekstu. Widzew gra dobrze, momentami w zaskakująco powtarzalny sposób. Drużyna ma system, piłkarze znają swoje role na boisku a na tle Widzewa trzech ostatnich przeciwników, którzy do słabeuszy nie należą (Jagiellonia, Lechia i Śląsk) było tłem. To ciekawe jak Widzew, który zaledwie rok temu o tej porze męczył się niemiłosiernie w 1 lidze, dominuje swoich przeciwników w Ekstraklasie i to niezależnie od tego czy gra na wyjeździe czy w Łodzi. Trudno nie zgodzić się z trenerem Niedźwiedziem, który zwraca uwagę na pozytywy i bardziej cieszy się grą i stworzonymi sytuacjami, niż martwi skutecznością. Utrzymanie jest już w praktyce zagwarantowane, a z taką grą Widzew spokojnie powinien zakończyć sezon w pierwszej ósemce lub szóstce.
Czy jest szansa na utrzymanie jesiennego podium? To już trudniejsze zadanie. Do zajęcia miejsca w pierwszej trójce, z pozostałych czternastu meczów trzeba wygrać przynajmniej osiem a może i więcej. Do dobrej gry musiałaby więc dołączyć skuteczność, jeszcze większa koncentracja, utrzymanie formy przez kluczowych zawodników i uniknięcie kontuzji. Dodatkowo przydałoby się, aby kilku anonimowych do tej pory piłkarzy się przebudziło. Na koniec do wszystkiego potrzebne jest trochę szczęścia. Założenie, że Widzew skończy rozgrywki na podium jest w tej chwili niezmiernie optymistyczne.
Co do piłkarzy, którzy mogliby się „przebudzić” i zaskoczyć nas dobrą grą lub regularnym pojawianiem się na boisku to mamy kilka potencjalnych opcji. Najbardziej oczywistą jest Hansen. Norweg od początku pobytu w Widzewie wygląda na piłkarza, o którym zwykło się mówić, że „piłka nie przeszkadza mu w grze”. Ma przyzwoitą technikę, gra z głową a jego wartość poznaliśmy chociażby w meczu ze Śląskiem. Z drugiej strony Norman miał sporo szans jeszcze w 1 lidze, gdzie raził nieskutecznością, nie miał dużego wpływu na grę Widzewa a w jego poczynaniach na boisku zawsze brakowało kropki nad „i”. Może mecz z drużyną z Wrocławia był dla niego przełomowy? Oby.
Drugim kandydatem do przebudzenia jest Julek Letniowski, którzy w przeciwieństwie do Hansena gra regularnie w pierwszym składzie. Letniowski niestety zaliczył kolejny przeciętny mecz, gdzie tradycyjnie nie zaliczył ani gola, ani asysty ani w żaden znaczący sposób nie wpłynął na grę swojej drużyny. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Julkowi ucieka czas, bo mecze mijają a jego gra się nie zmienia. Gdyby jednak Julek „odpalił” i zaczął grać na miarę oczekiwań kibiców i pewnie trenera to gra Widzewa miała by szansę wejść na jeszcze wyższy poziom.
Na razie cały czas niewiadomą jest Julian Shehu. Albańczyk na boisku pojawia się tak sporadycznie, że trudno jest wyrobić sobie jakąkolwiek opinię na jego temat. W meczu z Jagiellonią w ostatnich momentach spotkania pięknie obsłużył Pawłowskiego. Gdyby Bartek lepiej strzelił mielibyśmy trzy punkty a Shehu miałby na swoim koncie super asystę. Przed nami jeszcze wiele spotkań, może Julian będzie miał jeszcze szansę błysnąć.
A przed nami jeden z najciekawszych meczów w sezonie, czyli wyjazd do Warszawy. Pamięć jest wybiórcza dzięki czemu każdy na myśl o meczu ze stołecznym rywalem myśli o słynnych zwycięstwach w 96 i 97. Te skojarzenia mają nie tylko kibice Widzewa, ale dosłownie wszyscy w Polsce. Ale jest też druga mało kojarzona przez szerszą rzeszę kibiców strona medalu. W XXI wieku nasz bilans z drużyną kosztem, której odnieśliśmy jedno z najsłynniejszych zwycięstw w historii polskiej ligi jest szokujący. Zanim zniknęliśmy z ekstraklasy dekadę temu, byliśmy przez lata dostarczycielami 6 pkt dla naszego piątkowego rywala w praktycznie każdym sezonie. Porażki były tak rutynowe jak rozgrzewka przed meczem. Zazwyczaj do zera lub różnicą kilku bramek. Część wieloletniego upadku naszego klubu.
Ten sezon jest inny. Bezdyskusyjnie mamy najlepszą drużynę od 1999 roku, kiedy to sięgnęliśmy po wicemistrzostwo. Potrafimy grać z każdym, drużyna na plan, ma indywidualności i walczy do końca. Z punktu widzenia kibiców, ewentualne zwycięstwo będzie wisienką na torcie całego sezonu. Na boisku może być jednak różnie. Najważniejsza jest walka i brak strachu. Widzew, który gra odważnie i walczy zawsze będzie miał wsparcie kibiców niezależnie od wyniku. Pierwsza połowa meczu w Łodzi była jedną z najgorszych w wykonaniu RTS w tym sezonie. Widzew bał się rywala, grał cofnięty, bez rozmachu i werwy. Po przerwie wszystko się zmieniło i mecz był spokojnie do zremisowania albo nawet wygrania. Nie pomógł m.in. sędzia, któremu nie przeszkadzały zagrania ręką naszego rywala, a który był gotowy analizować VAR tak długo aż na jednym z ujęć wyszło, że czubek palca Stępińskiego był na spalonym chwilę przed strzeleniem przez niego gola.
W piątek nic nie będzie łatwe, nie można liczyć ani na szczęście, ani na sędziego, ani na słabość rywala. To jest mecz, w którym drużyna pokazuje z czego naprawdę jest zrobiona. Widzew w meczu ze Śląskiem trzeci raz w tym sezonie wygrał 1:0 strzelając gola w ostatnich sekundach spotkania (Warta, Korona, Śląsk). Trzy razy to nie przypadek. Widzew walczy i robi to do końca. Jak w piątek dojdzie odwaga to będzie dobrze! Tylko Widzew RTS!
Komentarze
Prześlij komentarz