Janusz Niedźwiedź - Jak ocenić jego czas w Widzewie?
Jeden z dziennikarzy sportowych nazwał Janusza Niedźwiedzia najlepszym trenerem Widzewa XXI wieku. Trudno polemizować z tym stwierdzeniem, zwłaszcza jeżeli przyjrzymy się dokonaniom RTS z ostatnich 23 lat. Niedźwiedź praktycznie od ręki zmienił grę zespołu po objęciu go na początku sezonu 2021/2022. W pierwszym roku pracy wywalczył awans do Ekstraklasy. Widzew w 1 lidze spędził praktycznie cały sezon na miejscu w tabeli premiującym bezpośredni awans. W drugim sezonie Niedźwiedź utrzymał zespół w Ekstraklasie. Nie dość, że Widzew prawie cały sezon spędził na pozycjach dalekich od spadkowych, na koniec rundy jesiennej była na podium! W momencie zwolnienia z posady, Widzew miał dokładnie tyle samo punktów co na tym samym etapie rok wcześniej. Drużyny z którymi zaliczyliśmy 3 porażki, okupują w chwili pisania tego tekstu 3 pierwsze miejsca w tabeli.
Co więc poszło nie tak? Gdzie zaczęły się problemy? Co, jeżeli cokolwiek, można zarzucić trenerowi, któremu zawdzięczamy tak wiele?
Patrząc chronologicznie, pierwsza rysa to prawdopodobnie 12 kolejka 1 Ligii i 67 derby Łodzi. Po zwycięstwie, nad Koroną Kielce w 11 kolejce Widzew wydawał się nie do ruszenia. Do tamtej pory drużyna grała widowiskowo, prezentowała się lepiej z każdym meczem i odjeżdżała wszystkim w tabeli. W derbach zaczęło się od 0:2 w plecy a skończyło na wymęczonym remisie. Drużyna nagle straciła gdzieś swój błysk. Reszta jesieni to były męczarnie i tylko jedno zwycięstwo z Zagłębiem Sosnowiec. Wiosna zaczęła się od 2:5 z Arką Gdynia a sinusoida wyników trwała do ostatniego gwizdka sędziego w ostatnim meczu. Właściwie całą rundę przed każdym meczem nie było wiadomo jaki Widzew zobaczymy. Porażka po dobrej grze? Zwycięstwo po słabej? Wszystko było możliwie choć na koniec drużyna dzielnie wywalczyła upragniony awans.
Co w tym trudniejszym okresie rzuciło się w oczy? Po pierwsze słabe wchodzenie w mecze. Wielokrotnie Widzew przesypiał początki meczów by potem ofiarnie walczyć o punkty. To się powtarzało regularnie i było jednym z pierwszych sygnałów, że trenerowi wcale nie jest tak łatwo poukładać drużynę. Po drugie problemy z koncentracją i zarządzaniem meczem. Widzew był w stanie właściwie z minuty na minutę kompletnie stracić kontrolę nad grą. Piłkarze włączali tryb „desperacko bronimy się” bez żadnej presji ze strony przeciwnika. Przykład to chociażby wyjazdowy mecz z Sandencją Nowy Sącz. Widzew do przerwy prowadził mając pełna kontrolę nad spotkaniem. Po przerwie w okolicach 55-60 minuty stało się coś dziwnego. Nagle każda akcja Sandencji zaczęła kończyć się wjazdem w okolice naszego pola karnego. Nagle każde dośrodkowanie czy wrzut z autu przeciwnika wyglądały jak poważne zagrożenie, nagle traciliśmy piłkę przy każdej próbie zawiązania akcji. Wszystko bez większego zrywu ze strony przeciwnika, który sam chyba był zdziwiony tym, że wszystko idzie tak łatwo. Ten mecz to tylko przykład, podobnych sytuacji było więcej. Z dzisiejszego punktu widzenia można powiedzieć, że ten brak kontroli ujawnił się w ekstremalnej wersji w drugiej połowie następnego sezonu, gdzie Widzew z dnia na dzień z jednej z najlepszych, stał się jedną z najgorszych drużyn w Ekstraklasie.
Trzeci zarzut jaki często kierowany był do trenera Widzewa to usilne dopasowywanie piłkarzy do pewnego systemu, mimo że piłkarze ewidentnie nie zawsze go ogarniali. Czasem trzeba odpuścić, czasem trzeba być trochę pragmatycznym i nagiąć swoją wizję do tego kim się gra. My często upieraliśmy się przy tiki tace, gdzie prosiło się o jedno czy drugie dłuższe podanie lub strzał z dystansu.
Finał meczu z Podbeskidziem to jedno z najpiękniejszych wspomnień z najnowszej historii Widzewa, ale 2/3 sezonu 1 ligowego oglądało się zgrzytając zębami. Można powiedzieć, że Widzew po prostu za dobrze zaczął co niepotrzebnie rozbudziło nadzieje (przecież przed sezonem nikt nawet nie celował w bezpośredni awans) i że trener grał tym co miał i że sezon 21/22 był i tak ogromnym sukcesem. I te stwierdzenia są prawdziwe. Faktem jednak jest to, że Janusz Niedźwiedź obudził i pokazał potencjał swojej drużyny a potem przeciągnął nas przez naprawdę stresujący okres.
Historia w Ekstraklasie to jeszcze większa enigma, trochę powtórka z poprzedniego sezonu tylko w ekstremalnym wydaniu.
Widzew mimo porażek w pierwszych meczach, grał dobrze. Od pierwszych minut meczu z Pogonią widać było, że ekstraklasa nam nie straszna. Trochę szczęśliwe zwycięstwo z Wartą Poznań rozpoczęło marsz w górę tabeli. Widzew nawet jak przegrywał (np. 0:2 z Lechem) to zostawiał dobre wrażenie. Niedźwiedź potrafił wycisnąć maks. z piłkarzy tak w sensie fizycznym jak i taktycznym. Na myśl przychodzi zwycięstwo 3:0 w Mielcu, gdzie Stal postawiła twarde warunki, ale Widzew wiedział co robi. Drużyna grała i rozważnie, i odważnie. Poszczególne formacje dobrze ze sobą współpracowały i widać było, że trener ma na tą drużynę plan. Trzecie miejsce w tabeli na koniec rundy nie było ponad stan. Wszystkie punkty były uczciwie zdobyte na boisku. Pewnym ostrzeżeniem były porażki z Górnikiem (w tym meczu Widzew po raz pierwszy w sezonie był tłem dla przeciwnika) oraz z Radomiakiem gdzie daliśmy ograć się jak dzieci, ale jesień to był niekwestionowany sukces!
Wiosna rozpoczęła się obiecująco. Mimo powtarzających się remisów Widzew pozostawał niepokonany, nie grał źle, w meczach z Jagiellonią, Lechią czy Śląskiem dominował przeciwników. Mecz z Legią był szczytowym momentem sezonu. Widzew grał z charakterem i odwagą. Po remisie pozostał niedosyt, Widzew mógł i powinien ten mecz wygrać w końcówce. Po spotkaniu ówczesny prezes Widzewa umieścił na Twitterze trochę triumfalny wpis „No to chyba się utrzymaliśmy:)”
No i zaraz potem wszystko się sypnęło. W następnym meczu z Wartą przyszła porażka a Widzewa jakby nie było na boisku. Drużynie udało się jeszcze wycisnąć kilka remisów, ale oprócz tego mielimy szokującą serię 6 porażek z rzędu na własnym boisku i jedno szczęśliwe zwycięstwo z najgorszą drużyną Ligii. Po meczu z Legią, Widzew oglądało się z coraz większym trudem. Najbardziej szkoda było tak licznie odwiedzających stadion dzieci, dla których kolejne porażki były często pierwszym kontaktem z Sercem Łodzi. Widzew grał nieskutecznie, na boisku roiło się od indywidualnych błędów, większość piłkarzy była cieniami samych siebie sprzed kilku tygodni/miesięcy. Wygrać z nami mógł każdy i w tym okresie prawie każdy przeciwnik przełamał na nas jakąś swoją złą serię lub niemoc. Przez 2/3 rundy wiosennej oglądaliśmy murowanego spadkowicza, który na koniec nie spadł, bo zebrał wystarczająco punktów na jesień.
Co stało się po meczu z Legią? Jaki mechanizm zadziałał w drużynie? Co spowodowało, że z rozpędzonego pojazdu zaczęły odpadać koła? Tego się chyba nigdy nie dowiemy. Zostają nam domysły. Zbyt dużo światła na temat nie rzucił nawet serial Canal+ „Razem Tworzymy Siłę”. Widać tam frustrację piłkarzy, widać, że oni nie chcieli znaleźć się w takiej sytuacji, widać, że trener stara się działać, ale niestety nie działa nic. Znamienny w serialu jest moment, gdy Niedźwiedź stara się doprowadzić do porządku Letniowskiego, któremu mówi, żeby wziął się w garść, wszedł na boisko i walczył. Po chwili widzimy jak po wejściu na boisku Julek natychmiast w charakterystyczny dla siebie sposób, anemicznie traci piłkę przez co za chwilę tracimy bramkę. Widać, że Niedźwiedź widział te same rzeczy, które my widzieliśmy z trybun. On rozumiał, że jest problem i starał się go zaadresować. Piłkarze nie grali przeciwko niemu, ale w którymś momencie zginęła gdzieś pewna nić zrozumienia. Trener mówi nie bójcie się a oni się boją, trener mówi walczycie a oni tak walczą, ale nie do końca, trener mówi pressing a oni się przyglądają.
Po takiej rundzie jak wiosna 23’ w wykonaniu Widzewa z pracy wyleciałaby większość trenerów. Ale Janusz Niedźwiedź dostał szansę. Trzeba przyznać, że trudno dziwić się zarządowi takiej decyzji. Trener przez dwa sezony osiągnął sportowe cele a nawet je wyprzedził. Sezon 2023/24 niestety mentalnie był dla wielu kontynuacją tego co działo się na wiosnę, która była zbyt traumatyczna, żeby można było o niej zapomnieć. Mecz z Puszczą Widzew wygrał, ale po nieuznanym golu dla Puszczy na 2:0 wszyscy żyliśmy przez moment koszmarem z poprzedniego sezonu. Odpuszczenie meczu z Jagiellonią, bezbarwność ze Śląskiem, Górnikiem czy CWKS dopełniły czary goryczy.
O powodach odejścia Niedźwiedzia krąży wiele plotek. Że uparty, że konfliktował się z piłkarzami, że nie stawiał na młodzież, że nie potrafił wytłumaczyć swojej wizji piłkarzom itp. Takie powody można podać w każdej sytuacji, gdy z drużyny odchodzi trener. W marcu Niedźwiedź był tym samym trenerem, którym był we wrześniu. W marcu wszyscy chcieli go nosić na rękach i nikt wtedy nie mówił, że trener jest konfliktowy czy uparty.
Wygląda na to, że trener po prostu został zwolniony za wyniki i do pewnego stopnia za pogarszający się styl gry. Gdyby z tej nieprawdopodobnej serii 6 kolejnych przegranych meczów u siebie, Niedźwiedź wygrał chociaż dwa to runda rewanżowa nadal wyglądała by blado ale na koniec sezonu pozycja w tabeli była by bardzo dobra i być może udało by się uniknąć poczucia kompletnej zapaści i degrengolady. Widzew nie przegrałby największej ilości meczów w całej lidze na własnym boisku.
Niestety wiosna była szokująca i trener choć dostał szansę, to od początku nowego sezonu nad głową miał topór. Gdyby Widzew przegrał mecz otwarcia z Puszczą, trener mógłby nie doczekać nawet meczu z Legią. Po takiej rundzie wiosennej, Niedźwiedzia mógł uratować tylko dobry początek nowego sezonu, gdzie razem z wynikami przyszłaby i lepsza gra. A i gra i wyniki były takie sobie. Nie jakieś straszne, ale takie sobie. I to w zestawieni z tym jak wyglądała wiosna przypieczętowało los trenera.
Myśląc o zwolnieniu Janusza Niedźwiedzia można dużo gdybać. Co, gdyby Widzew wygrał choć 1-2 więcej meczów na wiosnę? Co, gdyby udało nam się nie pęknąć zaraz po strzeleniu gola Lechowi? Co, gdyby Jordi wykorzystał sytuację sam na sam na Łazienkowskiej i Widzew nie przegrałby z Legią, co, gdyby Kerk i Ibiza dołączyli szybciej do zespołu. A co, jeżeli przełamanie się drużyny było tuz za rogiem? Tych „co, gdyby” jest dużo więcej i pokazują one, że szans na odwrócenie losu było sporo. Niestety Janusz Niedźwiedź w 3 miesiące na wiosnę pogubił to na co pracował w Widzewie poprzednie 18 miesięcy i nie dał rady lub po prostu nie dostał już wystarczająco czasu żeby to poskładać.
Jak po tym wszystkim ocenić pracę Janusza Niedźwiedzia przez ponad dwa lata w Łodzi? Odpowiedź to, jednoznacznie pozytywnie! Były już trener Widzewa wprowadził nas do Ekstraklasy, gdzie po rundzie jesiennej spędziliśmy zimę na podium! Widzew pod jego panowaniem liczył się w walce o awans od pierwszego meczu w 1 lidze, a od pierwszego meczu w Ekstraklasie było widać, że powrócił do elity nie po to, żeby statystować. XXI wiek to seria malutkich wzlotów i wielkich upadków RTS. Ostatnie 2 lata to jednak niespotykany wręcz okres stabilizacji oraz boiskowych sukcesów. Mecz z Podbeskidziem na zawsze zostanie w pamięci tych, którzy byli wtedy w Sercu Łodzi. Pierwszoligowe spotkania z Polkowicami czy GKS Katowice, Ekstraklasowe mecze z Wisłą Płock czy Zagłębiem Lubin dostarczyły nam radości, która nie towarzyszyła nam od lat. Znów było miło patrzeć na tabelę i kupować w poniedziałek Przegląd Sportowy. Widzewska historia płynie już jednak bez trenera Niedźwiedzia.
Jaka czeka go przyszłość? Chyba wszyscy są pewni, że bardzo szybko wróci na ekstraklasową karuzelę. Janusz Niedźwiedź to bardzo zdolny i ambitny trener. Jest to również osoba obdarzona ogromna klasą i charyzmą. Może wróci kiedyś do Widzewa, może będziemy wtedy silniejsi i my, i on.
Jednym z największych komplementów jakie można wysunąć pod adresem byłego trenera jest to, że każdy życzyłby jego następcy, żeby w swojej roli wytrzymał równie długo i maił równie wymierne sukcesy.
Historia Niedźwiedzia w Widzewie jest jednak również historią ku przestrodze. Pokazuje jak w kilka miesięcy można pogubić to na co pracowało się tak długo. Pokazuje jak szybko sukces może zamienić się w kryzys, jak łatwo można stracić kontrolę nad zespołem i jak pozornie świetny mecz może niespodziewanie stać się początkiem kłopotów. Nowemu trenerowi trzeba więc życzyć, żeby wytrzymał na stanowisku przynajmniej tak długo jak poprzednik i żeby miał przynajmniej podobne sukcesy. A jeżeli w dodatku wyciągnie wnioski z popełnionych tutaj błędów to, kto wie, może nawet będzie lepiej.
Dziękujemy Januszowi Niedźwiedziowi. On na zawsze już będzie pozytywnie wpisany w naszą historię. Witamy też Daniela Myśliwca i życzymy mu podobnych lub najlepiej jeszcze większych sukcesów!
Komentarze
Prześlij komentarz