Puszcza Niepołomice - Widzew 2:0 Degrengolada trwa.





Ktoś kto za porażkę z Puszczą chciałby obwiniać sędziego lub doszukiwać się w meczu pozytywów byłby nie tyle optymistą co osobą, która nie chce przyznać się do tego co widzi. 

Rok od fatalnej porażki na wyjeździe z Puszczą 0:1, przegrywamy z tym samym rywalem 0:2 w chyba jeszcze gorszym stylu. Porażka z Niepołomicami była kłopotliwa już 12 miesięcy temu. Drużyna miała podnosić się po erze Janusza Niedźwiedzia, do którego zaufanie stracił zarząd i część kibiców. Początkowe sygnały, w tym zwycięstwo z Lechem, dawały powody do optymizmu. Ale fatalna końcówka jesieni w tym nieprawdopodobnie słaby mecz z Puszczą zepsuł trochę narrację o postępie, lepszej grze i efektach pracy Myśliwca. Już wtedy można się było zacząć zastanawiać, gdzie obiecany postęp? Większość kibiców była jednak gotowa cierpliwie czekać na efekty pracy nowego trenera.

Ale co powiedzieć teraz, 12 miesięcy później?

Widzew zagrał kolejny, żenujący wręcz mecz z Puszczą. Bez ikry, bez walki bez polotu bez planu. Za to z dużą ilością monotonnego klepania piłki, bezradności i kolejnych przedziwnych decyzji kadrowych. I nie jest to mecz odosobniony, nie możemy powiedzieć, że czasem i coś takiego się zdarza. Mieliśmy w tej rundzie równie szokujące spotkania z Pogonią czy Górnikiem. Mieliśmy niesamowicie słabe i bezbarwne mecze w Koroną czy Śląskiem. Mieliśmy tradycyjne złożenie broni z Jagiellonią czy Legią, gdzie niby nie graliśmy tak źle, ale na koniec bardzo posłusznie przegraliśmy. 

Przykładów jest więcej. Mecz z Puszczą nie był jedynie kolejnym słabym występem, jakie się zdarzają. To był pokaz trwającej od jakiegoś czasu degrengolady naszej drużyny. 

W meczu w Puszczą po raz kolejny zobaczyliśmy więcej tego samego, czyli:

Wyjściowy skład bez żadnych zmian. W ataku napastnik, który od ponad 6 godzin gry w lidze nie znalazł się nawet w sytuacji bramkowej. Bezproduktywni skrzydłowi, którzy nawet nie próbują udawać, że grają na skrzydle. W środku wszystko na głowie Kerka, Alvarez próbuje coś szarpać. Shehu w najlepszym wypadku wyglądający jak bardziej zwinny Hanousek, w najgorszym tak jak w poniedziałek. W obronie Silva, który już rok temu odstawał od reszty. Obrona funkcjonuje w miarę dobrze, ale tylko do pierwszej wtopy. A potem drugiej i trzeciej.

Fatalne zarządzanie meczem przez trenera. Piłkarze wchodzący w ławki nie poprawiają lub wręcz pogarszają grę zespołu. Wprowadzenie na boisko Hilarego Gonga mogło być szokujące nawet dla zaprawionych w bojach kibicach Widzewa. Na Nigeryjczyka brakuje epitetów. Jak zauważyła już chyba większość kibiców on zwyczajnie nie potrafi grać w piłkę. To jest ewidentne od wielu, wielu spotkań. Nie dla Daniela Myśliwca.

Coraz bardziej tajemnicza i niezrozumiała polityka kadrowa. Czemu tak usilnie promowany jest Sypek a zwłaszcza Cybulski? Czemu Rondić ma u nas pozycję tak mocną jak Halland w City? Czemu efektywnie pozbyliśmy się Klimka? Czemu szansy nie dostaje Hajrizi? Czemu (choć akurat nie w meczu z Puszczą) regularnie stawiamy na Kastratiego. Czemu kontraktujemy kogoś takiego jak Hamulić a potem dajemy mu grać tylko końcówki i niekoniecznie na swojej pozycji. Jakim cudem na boisku pojawia się  Gong. Nikt nie ma takiego wglądu w to co dzieje się w drużynie jak sztab szkoleniowi i trener. Ale ilość zagadek kadrowych, zwłaszcza na tle regularnie fatalnej gry ulubieńców Myśliwca bije po oczach. Dobry występ Sypka raz na kilkanaście meczów nic tu nie zmienia.

Drużyna jest warta mniej niż suma umiejętności indywidualnych piłkarzy. Plan na grę Myśliwca, czymkolwiek jest, nie działa. Oczywiście, nasz skład nie składa się z wybitnych indywidualności. Rondić to nie Koniarek ani nawet Robak a Żyro to nie Łapiński ani nawet Bieniuk. Ale nasi piłkarze od średniej ligowej nie odstają i nieraz już pokazali, że jak im się chce i jest plan, to potrafią grać i wygrywać. Tylko, że zdarza się to nieczęsto i coraz rzadziej. Drużyna wygląda od jakiegoś czasu na mało zmotywowaną i zagubioną. Gra według schematu, ja podam do ciebie, ty podasz do mnie, czasem podamy do przodu, może coś się zdarzy. 

O kierunku rozwoju drużyny Widzewa i towarzyszących mu wątpliwościach powiedziano już chyba wszystko. Od narzekania na właściciela po krytykę zarządu czy dyrektora sportowego. Podobna dyskusja dotyczy niejednego klubu w Polsce i Europie. Co ciekawe krytyka najrzadziej jest wymierzana w stronę naszego trenera. Daniel Myśliwiec od początku pobytu w klubie otworzył nad sobą sprawny marketingowy parasol i łatkę zdolnego trenera nowego pokolenia. Jak drużynie nie idzie, część kibiców sama go tłumaczy „trener ma słabych piłkarzy, nie ma z kim pracować…” 

Piłka to jednak bardzo wymierny i łatwy w ocenie sport. Ile by się nie pokazywało statystyk (mniej lub bardziej przypadkowych), ile by się nie mówiło o „półprzestrzeniach”, „kontr pressingach” i „trzecich tercjach”, wyniku nie da się zakłamać. Nie da się też w żaden sposób zakląć tego co kibice widzą na boisku.

Widzew przegrał 4 z ostatnich 6 ligowych meczów. Pucharowe spotkanie z Lechią Zielona Góra to osobny temat. Drużyna coraz bardziej przypomina zlepek przypadkowych osób. Gra jest momentami tak słaba, że trudno uwierzyć, że nasi piłkarze regularnie trenują razem grę w piłkę nożną. Problemy z opanowaniem piłki, czytelne łatwo przechwytywane podania, powolność, brak pomysłu na grę na połowie rywala, bezradność w ataku, wyłączająca się momentami obrona. Brak myśli przewodniej i charakteru. W chwili obecnej ciężko powiedzieć, jak my chcemy grać i jaką być drużyną. Gdzie jest jakikolwiek postęp w stosunku do zeszłego lub jeszcze poprzedniego sezonu?

Trener nie może dłużej unikać krytyki i chować głowy w piasek. Nie może dłużej opowiadać nam historii o właściwie niewiadomo czym. Obudzić musimy się też my kibice i przestać sami malować trawę na zielono. Zbyt często trener dosłownie bełkocze coś mało zrozumiałego na konferencjach a my to potem dyplomatycznie nazywamy „filozofowaniem”. Zbyt często gra piłkarzy trzyma się kupy tak jak wypowiedzi trenera. A my to potem tłumaczymy, że „mieliśmy więcej z gry”, „trzeba tylko skuteczność poprawić”, „takie mecze jak z Górnikiem się zdarzają”, „Pogoń nam nie leży”, „Korona była słabsza”, „z Legią powinniśmy zdobyć chociaż punkt”, „przegraliśmy z Jagiellonią, ale graliśmy w dziesięciu z mistrzem”, „z Lechią niewiele brakowało”, „beniaminki w tym roku są silne” „Śląsk to jednak wice mistrz” itp., itd.

Jeżeli mecz z Puszczą nie otworzył nikomu oczu, to nie zrobi tego już chyba nic. Drużyna jest nie tyle w dołku co na granicy głębokiego kryzysu. I nie zmieni tego ewentualne zwycięstwo z Rakowem czy Mielcem. Tak jak ewentualny gol lub asysta wystawionego po raz setny w pierwszym składzie Cybulskiego, nie zmienią oceny gry tego piłkarza.

Wszyscy w klubie na czele z trenerem muszą się obudzić. Zostawić na chwilę świat Moneyball i skupić się na bardziej przyziemnych kwestiach. Na tym, żeby piłkarze zaczęli rozumieć po co wychodzą na boisko i co mają na nim robić. Na tym, żeby na boisku grali najbardziej efektywni i najlepsi. Na wizji drużyny opartej na czymś więcej niż mało sensownych sloganach o pressingu. 

A trener musi w końcu przestać udawać, że piłka nożna to skomplikowany sport, owiany tajemnicą statystyk, skomplikowanych zależności i niezrozumiałych dla zwyczajnego kibica reguł. Trener musi też przestać udawać kogoś kim nie jest i zacząć komunikować się z kibicami prostym normalnym językiem. Jeżeli nie z szacunku dla ludzi, którzy kibicują temu klubowi to przynajmniej z chęci utrzymania posady.


Komentarze