Kilka słów o sędziowaniu po meczu ze Stalą



Trzeba by daleko cofnąć się w czasie, żeby usłyszeć takie bluzgi skierowane w stronę sędziego jak w sobotnim meczu ze Stalą. Kibice nie zostawili na Sebastianie Jarzębaku suchej nitki. Arbiter usłyszał wszystkie możliwe wulgarne wiązki, intonowane przez praktycznie cały stadion przez dosyć długi czas. Można dyskutować nad takim sposobem reakcji, tym niemniej zgromadzeni na Piłsudskiego kibice, w większości i tak nie mieli okazji zobaczyć z bliska chyba najbardziej kontrowersyjnej sytuacji meczu – powodów podyktowania rzutu karnego dla Stali.

Z wysokości trybun nie było sposobu zobaczyć za co dokładnie został podyktowany rzut karny. Stal wykonywała rzut rożny, piłka wyszła na kolejny i tyle. Nagła decyzja VAR i interwencja sędziego wyglądały na zupełnie przypadkowe. Tak, jak gdyby sędzia przerwał mecz w najbardziej przypadkowym miejscu i momencie pokazując na 11 metr przed bramką Gikego. Sebastian Jarzębak po obejrzeniu powtórki, wykonywał gest sugerujący, że piłkarz Widzewa zagrał w polu karnym ręką. Niewiele to pomogło, z trybun żadnej ręki widać nie było, ale mimo poczucia pewnej niesprawiedliwości trzeba było uznać, że sędzia uzbrojony dodatkowo w wideo widzi więcej niż przeciętny kibic na C czy D. 

I może dobrze, że z trybun czasem nie widzimy wszystkiego, bo trudno powiedzieć jaka byłaby reakcja kibiców zgromadzonych na stadionie, gdyby mogli od razu zobaczyć to co oferuje telewizyjna powtórka.

A w telewizyjnej powtórce widzimy jak niezbyt czysto uderzona głową piłka przez zawodnika Stali (nie był to ani strzał na bramkę ani podanie zmierzające do jednego z kolegów), nabija odwróconego tyłem Alvareza w okolice łokcia.

Co rzuca się w oczy? Po pierwsze piłka jest nabita, ni to strzał, ni to podanie trafia w rękę Hiszpana. Po drugie Alvarez znajduje się w momencie wyskoku, ręce ma ułożone w sposób naturalny, potrzebny do zachowania równowagi. Po trzecie Alvarez jest ustawiony tyłem do zawodnika Stali, nie widzi nawet nabijanej na niego piłki i nie ma opcji usunięcia ręki. Stąd zostaje trafiony w okolice łokcia. Po czwarte, w tej sytuacji niezdarnie nabita ręka nie pozbawia Stali czystej sytuacji bramkowej. Nie blokuje strzału na bramkę, nie blokuje podania do lepiej ustawionego zawodnika. 

Podsumowując, Stal dostaje karnego za przypadkowe nabicie odwróconego piłkarza Widzewa w łokieć, podczas równie przypadkowej akcji. Nie jest przypadkowe jedynie to, że akcja odbywa się na polu karnym.

Ostatnimi czasy, przepisy i ich interpretacje zmieniają się szybciej niż trenerzy w Ekstraklasie i są trudniejsze do zrozumienia niż wywody naszego szkoleniowca na konferencjach prasowych. Pojawienie się VAR wzmogło ten trend. Historycznie rzut karny był dyktowany za pozbawienie przeciwnika czystej sytuacji strzeleckiej na polu karnym. Np. faul na napastniku znajdującym się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, zatrzymanie ręką piłki zmierzającej do siatki itp. Rzut karny to ponad 80% szansy na gola (a w przypadku strzelania go Widzewowi to właściwie 100%), proporcjonalnie powinien być więc dyktowany za przewinienia pozbawiające przeciwnika czystej szansy na trafienie do siatki. Czy gdyby piłka nie została nabita na łokieć Alvareza, Stal miałaby 80% szansę na strzelenie gola? Można gdybać, ale sytuacja była tak przypadkowa (jak tysiące innych na polu karnym), że trudno nawet uznać, że była sytuacją bramkową. W momencie nabicia Alvareza, XG dla Stali było na poziomie strzału z 25 metrów, zadośćuczynieniem nie powinien być karny.

Boiskowa logika to jedno, przepisy to jednak drugie. Przepis to przepis i tu trzeba usprawiedliwić sędziego Jarzębaka. Arbiter obejrzał na spokojnie powtórkę i najprawdopodobniej zastosował konkretny przepis. Ale jaki? Jako kibice możemy się domyślać, że istnieje przepis, który mówi, że jakakolwiek nabita ręka na polu karnym, nawet bez intencji, nawet jak zawodnik nie mógł inaczej ustawić ciała a nawet nie widzi piłki jest karnym. Również, gdy zagranie ręką odbywa się w sytuacji, która nie jest bezpośrednim zagrożeniem bramki.

Ale czy taki przepis istnieje? Czy zostanie konsekwentnie zastosowany w podobnej sytuacji w następnym meczu? Tego nie wiemy i to jest najgorsze. To właśnie powoduje frustrację wśród kibiców. Sytuacja była kontrowersyjna, ale nikt jej nie wytłumaczył. Co gorsza, po meczu nikt już nie zadawał  żadnych pytań. Klub i trener zadowoleni zwycięstwem nic już nie komentowali, nie pojawiły się żadne komentarze w programach typu Liga+ nie mówiąc już o prasie. 

Na meczu kontrowersje rozgrzane do czerwoności a po meczu wszyscy do domu i zero komentarza.

To duży kontrast w stosunku do np. Premier League. W Anglii taka sytuacja byłaby szeroko komentowana, wypowiadaliby się o niej trenerzy, publicyści, komentatorzy sportowi, być może głos zabrałby sędzia a nawet klub. W procesie kibice być może zrozumieliby decyzję arbitra, być może arbiter zrozumiałby swój błąd. W obu przypadkach z korzyścią dla wszystkich. Otwarta i bardziej cywilizowana dyskusja o sędziowaniu to jedna z wielu różnic między Ekstraklasą a topowymi ligami. Zacieranie takich różnic powinno być tak samo ważne jak zacieranie różnic sportowych, zwłaszcza, że nie kosztuje milionów Euro, a jedynie dobre chęci. 

W przeciwnym wypadku mamy wszystko po staremu. Nabita ręka na Łazienkowskiej się nie liczy, jeszcze bardziej przypadkowo nabita ręka Alvareza już tak. Giki uderza w głowę brakarza Śląska, mamy karny, Alvarez jest wręcz nokautowany w podobnej sytuacji kilka kolejek temu, karnego nie ma. Brak konsekwencji, brak jasności, kibice się frustrują.

Kluby, środowisko piłkarskie oraz sam PZPN mógłby włożyć trochę więcej wysiłku w tłumaczenie decyzji sędziowskich i ciągłych zmian, przynajmniej w najbardziej istotnych przepisach. Inaczej cały czas będziemy słuchać na trybunach „Polscy sędziowie to ku…, sprzedawczykowie” a potem każdy będzie rozchodził się w swoją stronę i nic się nie zmieni. 



Komentarze