PP Korona – Widzew 1:0 Czy w klubie nastąpią zmiany?

Podobnie jak na wiosnę 2022 porażki Widzewa zaczynają się ze sobą zlewać. Po przegraniu sześciu meczów w zaledwie dwa miesiące trudno już spamiętać z kim, kiedy i w jakim stylu.

Ta porażka jest jednak inna, bo eliminuje nas z kolejnej edycji Pucharu Polski, który był chyba naszą ostatnio szansą na trochę radości w obecnym sezonie. 

Pucharowy mecz z Koroną był kopią tego co Widzew pokazuje w lidze, zwłaszcza na tle słabych przeciwników. Widzew radzi sobie w miarę dobrze tak długo jak nie przekracza połowy boiska. Po przejściu na połowę rywala zaczynają się prawdziwe kłopoty, nasi piłkarze wyglądają jakby zwyczajnie nie wiedzieli co robić. 

Większość dłuższych podań jest albo niedokładna, albo czytelna. Skrzydła prawie nie istnieją, Cybulski z Sypkiem przez większość czasu wyglądają, jak para licealistów zagubionych na dużym boisku. Łukomski z Klimkiem grający głównie ogony zostali wyrównani do obecnej średniej. 

Do Rondica można mieć dużo zastrzeżeń i nie powinniśmy sami znajdować mu wymówek, ale trzeba przyznać, że Imad gra w ataku praktycznie bez wsparcia. A pomoc niewiele wyczaruje w momencie, gdy nie można skutecznie grać bokami.

Jest też oczywiście temat bocznych obrońców. Były kapitan Widzewa i ostoja obrony w latach awansu i pierwszego sezonu w Ekstraklasie Patryk Stępiński, musiał odejść z klubu, bo nie dawał wystarczająco dużo w ataku. Taki był przynajmniej oficjalny powód. Na jego miejsce przyszedł Kastrati. Ten sam Kastrati na widok, którego kibice zgrzytają zębami. Ten sam Kastrati, który w meczu z Koroną, próbując dośrodkowywać, mając mnóstwo miejsca i czasu, posyłał piłki na aut.

Do tego worka można wrzucić jeszcze wiele innych tematów. Słabe zarządzanie przez trenera zmianami, które jest chyba naturalną pochodną słabego zarządzania pierwszą jedenastką. Wybijający się piłkarze z czasem równający w dół. Jednostajna gra i brak planu B. Uporczywe powtarzanie przez trenera tych samych błędów. Lista jest długa a temat przerabiany po praktycznie każdym meczu.

Porażka ze słabą Koroną wpasowuje się w przygnębiającą historię całego sezonu. W pucharze przeczołgaliśmy się przez dwa mecze z III ligowcami po czym wyeliminował nas ekstraklasowy przeciętniak. W ekstraklasie nie ma realistycznych szans na poprawienie wyniku z poprzedniego sezonu nie mówiąc już o włączeniu się do jakiejkolwiek walki o top 5-6. Z obecną formą najprędzej czekają nas emocje związane z walką o utrzymanie. 

Na 20 rozegranych w tym sezonie meczów (liga i puchar) rozegraliśmy jeden, dwa dobre mecze, mieliśmy też swoje momenty w kilku innych. Reszta do zapomnienia. Nudna klepanina na własnej połowie urozmaicana błędami obrony, bezradność na połowie przeciwnika, anonimowe 2/3 ataku. Jeden po drugim mecze bez historii, do szybkiego zapomnienia.

Droga Widzewa na wymarzony szczyt jest w chwili obecnej bardzo odległa. Za obecny stan rzeczy można mieć pretensje do wielu osób, niestety najmniej broni się trener. Daniel Myśliwiec nie przyszedł do Widzewa na zgliszcza. Objął drużynę na fali wznoszącej. Zespół, który po ośmiu latach powrócił do ekstraklasy, a potem mimo wiosennych turbulencji, spokojnie się w niej utrzymał. Myśliwiec miał przenieść nas na jeszcze wyższy poziom. Nie przeniósł. Widzew w żadnym względzie nie rozwinął się od momentu zmiany trenera. Można nawet powiedzieć, że jest gorzej. Zmarnowaliśmy półtora roku, dwa okienka transferowe i mnóstwo dobrej energii kibiców. Energii, która w Widzewie zdaje się być dostępna bez ograniczeń, być może dlatego jest przez wszystkich brana za pewnik.

Zatrudnienie Daniela Myśliwca miało w sobie element pewnej naiwności. Niedoświadczony trener, który nigdy nie prowadził drużyny w ekstraklasie a którego największym sukcesem był awans z II ligowcem. Ale piłka zna nie takie historię. W sierpniu 2023 taki ruch mógł się obronić. W grudniu 2024 argumentów za pozostaniem trenera w Widzewie już nie ma. Poprzednik Daniela Myśliwca pożegnał się z klubem dokładnie za to co teraz dzieje się w drużynie. Niedźwiedzia nie uratował nawet sukces jakim był awans, super jesień w ekstraklasie i końcowe osiągnięcie celu utrzymania. 

Należy mieć nadzieję, że zarząd ma już gotowy plan sukcesji na stanowisku trenera, wynik meczu ze Stalą nie powinien mieć tu żadnego znaczenia. Co, jeżeli obecny trener pozostanie z nami na wiosnę? Znamy definicję szaleństwa – robić w kółko to samo, ale oczekiwać innego rezultatu. To się raczej dobrze nie skończy.






Komentarze