Lech – Widzew 4:1 Degrengolady kolejny etap.

Porażka z Lechem była boleśnie zasłużona i przewidywalna. Była też naturalną konsekwencją tego jak wyglądała runda jesienna oraz przerwa zimowa.

Widzew po delikatnie obiecującym początku poprzedniej rundy dosyć szybko obsunął się w stronę ligowej przeciętności a październik i listopad w naszym wydaniu to było już typowe ligowe dno. Zadowoleni mogli być tylko najwięksi optymiści, którzy „wierzą w projekt” i „trzymają ciśnienie”.

Mimo słabej postawy przez sporą część sezonu, drużynie udało się ostatecznie zająć miejsce w środku tabeli. Tragedii więc nie było a zima to doskonały okres na zwarcie szyków, wzmocnienie zespołu i przygotowanie się do walkę na wiosnę.

Niestety, co też już chyba nikogo nie dziwi, zima w Widzewie nie została spożytkowana na nic dobrego. Z zespołu wylecieli Hajrizi i Klimek (temat na osobny artykuł), Ibiza doznał nie pierwszej już dłuższej kontuzji, urazy wyeliminowały Cybulskiego, Kastratiego i Krajewskiego, których wkład w naszą grę i tak budził sporo wątpliwości. Do tego doszła szopka z Rondicem. 

W zamian do zespołu dołączył młody i niedoświadczony grecki obrońca. Pogłębiły się niesnaski na linii zarząd, dyrektor sportowy, trener. Co mogło pójść nie tak?

Zaczynając od warstwy sportowej. Coraz trudnie uwierzyć, że Daniel Myśliwiec panuje nad tą drużyną i ma na nią sensowny pomysł. Z wypowiedzi trenera, zwłaszcza pomeczowych, wyłania się myśl rodem z Football Managera. Trener zmienił typowe ustawienie i taktykę i to miało zaskoczyć Lecha. To był ten genialny plan. Nikt tylko nie pamiętał, że jak taki plan ma działać, to nowe ustawienie musi być jakoś dostosowane do piłkarzy, choć trochę przetrenowane i w ogóle trzymać się kupy. 

Plan więc nie wyszedł, bo owszem graliśmy innym ustawieniem i zmienioną kadrą, tylko że Widzew grał jeszcze słabiej niż ostatnio. Lech był szybszy, bardziej zdecydowany, grał twardo. Wchodził w nas jak przysłowiowy nóż w masło. Dwa trzy podania i nagle gotowało się pod naszym polem karnym. Po pierwszej akcji Poznaniaków, było czuć, że to będzie długi wieczór.

Komentujący w Canal+ zauważyli w którymś momencie, że akcje Lecha wyglądają jak na treningu. Z taką swobodą grał nasz przeciwnik.

Widzew miał też swój moment całkiem przyzwoitej gry. Nie dajmy się jednak zmylić. Działo się to w okresie między 3:0 a 4:1 dla Lecha. Czyli w momencie, gdy nasz przeciwnik miał mecz pod kontrolą i dał nam się trochę wyszaleć. Jak poszaleliśmy, Isac strzelił na 4:1 i mogliśmy już wszyscy iść do domu. Niestety prawdziwa piłka to nie Football Manager. Daniel Myśliwiec nie mógł skorzystać z opcji „save”, spróbować innego ustawienia i zobaczyć czy za tym razem może jego sprytny plan „wyjdzie”.

Co w meczu było najgorsze?

  • Nieuchronność porażki i jej styl. Trener chciał być oryginalny i czymś zaskoczyć a skończyło się tak jak wszyscy się obawiali, czyli słabo.
  • Kolejne dziwne decyzje kadrowe. Czy Sobol naprawdę jest lepszy od Hamulica? Kwiatkowski pokazuje się w sparingach tylko po to, żeby znów grzać ławę? My z tym Gongiem to nadal na serio? Znów nie wiadomo o co chodzi, znów trzeba zakładać, że trener wie lepiej, bo jest z chłopakami na co dzień. Tylko czy trener rzeczywiście wie lepiej skoro tak to potem wygląda na boisku?
  • Przypadkowość. W naszej grze, ustawieniu, składzie trudno szukać metody. Wylatuje jeden, dwóch, trzech graczy i wszystko się sypie i zmienia. Trudno oprzeć się wrażeniu, że skład meczowy powstaje spontanicznie na kolanie i gdyby mecz odbył się w sobotę lub niedzielę, wyszlibyśmy w innym jeszcze ustawieniu.  Brak planu B. Ani na grę ani na skład. Trener coś sobie umyślił na początku sezonu, ale nie jest w stanie dopasować tej wizji do realiów. Potem albo do bólu gramy według założonego schematu albo idziemy na jakiś żywioł.
  • Brak twardej walki. To Lech miał więcej fauli, to Lech grał na granicy faulu. To nasi leżeli na murawie łapiąc się za twarze, plecy i nogi. To zawsze najtrudniej wybaczyć, bo walczyć można niezależnie od wszystkiego.  Jeżeli zespół nie odwraca się od trenera to ja się nie dziwię. Im wszystkim jest dobrze i wygodnie.
  •  Kilku piłkarzy naprawdę odstaje od Ekstraklasy. Silva to poziom I ligi, sympatyczny chłop ale na ten poziom się nie nadaje. Sobola jakby na boisku nie było, gdzieś tam biega, ale nie daje drużynie nic. Sypek mimo kilku goli na jesień, jest naprawdę słabym skrzydłowym. Kto zliczył, ile zepsuł dośrodkowań w meczu z Lechem? Gong to taki non stop żart z kibiców, zarząd i trener ignorują fakt, że naprawdę nikt się nie śmieje. Lista jest dłuższa. 


Co w meczu było pozytywne?

  •  Drużyna mimo chaosu dążyła do strzelenia goli. Mieliśmy sporo akcji, kilka ładnych podań, momentami próbowaliśmy grać z rozmachem. Działo się to wtedy. gdy mecz był już praktycznie „posprzątany” ale starania trzeba zawsze docenić
  •  Mamy w drużynie kilku dobrych piłkarzy. Kerk robi swoje, poziom trzymają Żyro czy Kozlovsky. Ciężko czepiać się Alvareza czy Hanouska. Ciekawie wygląda Hamulić. On ma technikę, siłę, szybkość i ambicję. Musi tylko zapanować nad swoją głową i to sam, bo w klubie nikt mu raczej w tej kwestii nie pomoże. 

Jak skomentować część poza sportową?

Czy można powiedzieć coś co nie zostało już setki razy napisane na wszystkich forach kibicowskich?

Drużyna została wyraźnie osłabiona. Pozbyliśmy się z klubu dwóch przyzwoitych piłkarzy, którzy w jakiś sposób „nie pasowali do koncepcji”. Sytuacja z Rondicem i tłumaczenia prezesa na X zalatuje amatorką. Współpraca między trenerem, prezesem i DS wyraźnie się nie układa. Trener utrzymał się w klubie być może tylko dzięki zwycięstwu ze Stalą ale za chwilę rozpoczyna się saga o nowym kontakcie, gdzie tu logika? Ciężko oprzeć się wrażeniu, że coś co zostało zbudowane po awansie zaczyna się sypać i potrzebne jest nowe rozdanie. W klubie pojawiła się atmosfera „tymczasowości” bardzo dobrze opisana w niedawnym artykule Wyborczej i coś musi się zmienić.

Jak do klubu ma wejść nowy inwestor to jest to dobry moment. Widzew to nie Śląsk, Piast ani Lechia, ale pewne rzeczy trzeba chyba ułożyć od nowa i jest nad czym pracować.  

 


Komentarze